playlist

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Organizacja


Witam kochani i naprawdę bardzo bardzo bardzo bardzo Was przepraszam za tą przerwę, ale cóż  niestety weny brak :( Dziękuję bardzo za 2000 wyświetleń! Jesteście naprawdę bardzo kochani! Możliwe, że nie zwrócicie na to uwagi, ale zmieniłam playlistę u góry :) (żeby zatrzymać klikacie w łapkę)  DODATKOWO wykonałam w końcu (już dawno, ale nie miałam chwili aby tutaj to napisać) zwiastun :D (Link na YouTube jest w zakładce ZWIASTUN).
Od nowego roku będę się naprawdę starała dodawać regularnie rozdziały nawet jeśli mają być one na 5 minut czytania. Proszę Was o szczere opinie dot. wyglądu bloga, treści, zwiastunów, playlisty. Nie szczędzić krytyki. Jestem otwarta na Wasze propozycje.
Więc życzę Wam udanego sylwestra! I do zobaczenia 1 stycznia 2015 roku xx

poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział 6

- Kate! Coś ty zrobiła?!- wykrzyknęła Amanda podbiegając do dziewczyny. Z dłoni Kate kapała krew. Dziewczyna nie zdając sobie z tego sprawy wypuściła szklankę i osunęła się na ziemię. Dookoła jej ręki, która spoczywała na ziemi utworzyła się mała, czerwona kałuża. Ciotka upadła przed nią na kolana. Lecz nastolatka nic nie widziała. Wszystko zaczęła jej przysłaniać jasna mgła, którą było widać w jej oczach.
-Kate! Patrz na mnie!- ujęła jej twarz w dłonie. Łzy spływały po jej twarzy.- Kate! Boże święty!
Luckley pobiegła po telefon i zadzwoniła po karetkę. Zjawiła się ona po 30 minutach. W tym czasie dziewczyna powoli odzyskiwała świadomość. Ciotka pojechała za karetką samochodem by miały jak wrócić.
W szpitalu dowiedziały się, że rany są dość głębokie, ale na szczęście szkło nie dostało się do krwiobiegu.
Po badaniach, szyciu i obandażowaniu dłoni, rozmowie z doktorem o powodzie tego zdarzenia oraz przywracaniu w całości Kate do świadomości mogły udać się do domu.
Ręka niesamowicie piekła, ale ból nie był tak męczący przez podanie leków przeciwbólowych i uspokajających.
Podróż była przepełniona ciszą. Atmosfera gęsta, że można było ją ciąć nożem jak w Scoobym Doo.
- Zawieź mnie do Harry'ego.- odezwała się Kate po 15 minutach jazdy.
- Co?
- Słyszałaś. Zawieź mnie do Harry'ego. Proszę.- powiedziała już lekko zirytowana Kate.
- Nie ma mowy. Mamy gościa. Przyjdzie cie poznać. Po to go zaprosiłam. Po za tym masz całą rękę pociętą.
- Rękę, nie nogę. I nie chcę poznać tego kolesia. Jak mnie nie zawieziesz do Harry'ego to sama pójdę.
Amanda skapitulowała. Przed domem Stylesa podała jej jej telefon gdyż wcześniej wypadło jej to z głowy.
- O której wrócisz?- zapytała gdy dziewczyna wysiadała z auta.
- Nie wiem.- odpowiedziała i zatrzasnęła za sobą drzwi ruszając w stronę wejścia.
Samochód odjechał. Kate zadzwoniła dzwonkiem i czekała. Mama Harry'ego otworzyła drzwi i wpuściła dziewczynę do środka mówiąc że Harry jest u siebie.
Kate ruszyła po schodach na górę wpierw ściągając buty. Prosto do tak znanego pokoju. Pomieszczenia, w którym wszystkie smutki zostają wyrzucone z głębin serca na powierzchnię. Pomieszczenia gdzie zawsze może się schować przed całym światem. Weszła bez pukania- bo po co w sumie.
Harry leżał na łóżku na brzuchu z głową ukrytą w zagięciach łokci. Prawdopodobnie spał. Kate nie chcąc go budzić usiadła przy biurku i włączyła laptopa. Trudno było jej działać tylko lewą ręką, ale jakoś dawała radę. Zauważyła, że jest już 14:38.
Jak ten czas zleciał. Masakra. Co ja sobie myślałam. Boże. Czemu tak zareagowałam? Ja pierdole , ale jestem pojebana. To tylko jakiś koleś. Taki "bit creepy"*. Będę w końcu musiała go spotkać. Lepiej później niż prędzej. 
Rozmyślania przerwał jej ruch Harry'ego. Przewrócił się na lewy bok, twarzą do ściany.
Kate nie mogła się skupić na niczym dlatego też bezmyślnie wpatrywała się w pulpit.
- Mówiłem ci chyba żebyś tu kurwa nie wchodziła.- po kilku minutach odezwał się głos lokatego, obracającego się w stronę biurka. Gdy zauważył Kate patrzącą na niego rozszerzonymi, powoli napełniającymi się łzami oczami usiadł.- A. To ty. Myślałem, że matka znowu...
Przerwał zwracając swe oczy na ręce położone na kolanach Kate.
- Co...? Coś ty narobiła znowu?
W tym momencie dziewczyna się rozpłakała i rzuciła na przyjaciela. Leżała na nim łkając w jego ramię. Dawno się tak nie zachowywała, dlatego też to zachowanie zaskoczyło chłopaka.
- Shhhh... Kochanie, cicho. Już dobrze. Powiedz co się dzieje. Przecież jeszcze kilka godzin temu wszystko było ok...
- Tak. Ale weź... Ona go zaprosiła do domu na dzisiaj.
- Tego kolesia?
- Tak. I jak mi o tym powiedziała to mnie tak przeraziło, że zgniotłam szklankę bo naczynia myłam. I ja pierdole... Harry boję się. Nie wiem czego. Przecież to tylko pojebane sny. Tak...? Powiedz, że nie zwariowałam.
- Kate.- powiedział spokojnie ujmując jej twarz w swoje dłonie.- Wariujesz mi.- powiedział z lekkim uśmiechem.- Ale nie moja sprawa. Musisz to sama przełamać. Nie mogę zmienić twojego sposobu myślenia. Nie mogę ci pomóc inaczej jak tylko cie wspierając.
- Znowu naoglądałeś się tych daremnych seriali dla staruszek?- zapytała Kate cicho się śmiejąc.
- Co? Nie... Może.- razem się zaśmiali. Harold zawsze wiedział jak poprawić jej humor. Często jednak robił to nieświadomie.
Dlaczego ona reaguje tak impulsywnie? Jest zbyt gwałtowna. Ten miesiąc ją zniszczył. Gdzie jest ta mega odważna dziewczyna, która płakała tylko na jakichś mdłych dramatach gdy nikt jej nie widział? 
Ją też to zastanawiało. Wie, że się zmieniła. Na gorsze. Łatwo teraz wpadała w panikę, łatwiej się dekoncentrowała. A wszystko przez kilka głupich snów i chłopaka o błękitnych oczach.
Właśnie.
- On już tam jest. Na sto procent. Pewnie kupiła po drodze jakieś ciastka i przeprasza go za moją nieobecność.
- Słońce. Skończ się przejmować...
- Łatwo mówić.- przerwała mu.
- Dasz mi dokończyć?- skinęła głową.- ... choć na chwilę. Zobaczymy jakiś film ok?
- Eh... nie ma nastroju. Na prawdę. Przepraszam cię, za obudzenie. Nie chciałam...
- Nie ma sprawy Kate. Wiesz, że nigdy nie będę miał do ciebie żalu o takie błahostki.
 W swoim towarzystwie, gdy byli sami, nie zgrywali tych osób co przed innymi. Mogli byś sobą. Ale dlaczego publicznie nie byli? Bo wzięli by ich za słabych. Nie mieli by takiej pozycji=i wszędzie jaką mieli teraz. Dzięki tym maską.
Leżeli jeszcze kilka dłuższych chwil.
- Pójdę już do domu.- powiedziała Kate.
- Zawiozę cię.- zaproponował Harry. Dziewczyna wstała i otarła swoją twarz chusteczką zabraną z biurka przeglądając się w czarnym ekranie monitora. Styles siedział teraz nadal na łóżku.
- Nie trzeba. Nic mi nie jest. Dam radę iść.
- Na pewno?
- Tak. Pożyczysz mi słuchawki?
I tak o godzinie 16:07 Kate opuściła dom Harry'ego i ruszyła w stronę swojego.


Godzina 16:36. Dom Amandy i Kate.
  
-Więc będziesz chodził do nas do szkoły?- kolejne pytanie ze strony Amandy nie zraziło Nialla. Nadal się uśmiechał i grzecznie odpowiadał- jak to on. I nadal czekał aż pojawi się dziewczyna z jego snu, ale ona się nie zjawiła od godziny. Spóźnił się na spotkanie. Był tak zestresowany, że źle przeczytał godzinę na zegarze. Ale to było nie ważne. Amanda też spóźniła się kilka chwil przez postój w sklepie.
- Tak proszę pani.- odpowiedział.- Do ostatniej klasy.
- To tak jak moja siostrzenica. Jeszcze raz przepraszam cię za jej nieobecność. Ten incydent z rana wytrącił ją z równowagi.
- Naprawdę nic nie szkodzi pani Luckley. Na pewno będziemy mieli okazję się poznać.
- No tak. Nie myślisz, że to nie mądre przenosić się w ostatniej klasie? No wiesz... Ostatni rok w gimnazjum* oraz egzaminy. Stresujesz się?
- Tak myślę, że jest to dość nie logiczne przenosić mnie w ostatnim roku, ale od małego co kilka lat się przeprowadzamy. Wie pani... tata otwiera nowe firmy i ...
Przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi frontowych. Przeniósł wzrok w tamtą stronę i ujrzał Kate, która stała jak wryta z przerażeniem wypisanym na twarzy i wpatrywała się w niego. Drzwi zamknęły się z lekkim trzaśnięciem a Kate pognała czym prędzej do swojego pokoju. Zatrzaskując za sobą drzwi osunęła się po nich na ziemię. Całe zajście trwało kilkanaście sekund.
- Przepraszam za nią. Mówiłam. Nerwowa. Hah. Pójdę zaparzyć jeszcze herbaty.- powiedziała Amanda wstając. Niall szybko spojrzał na zegar wiszący na ścianie.
- Nie, dziękuję. Muszę już iść. Troszkę się zasiedziałem. Dziękuję za gościnę.- powiedział wstając i podał pani Luckley rękę.
- Oh. Wielka szkoda. No cóż. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wpadniesz.- powiedziała Amanda odprowadzając go do drzwi.
- Na pewno. Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia.
- Do zobaczenia Niallu.



* system nauczania w UK wygląda następująco:
Edukacja przedszkolna - 3-5 lat
Primary School – szkoła podstawowa – obowiązkowy - 5-11 lat
High School / Secondary School – gimnazjum – obowiązkowy - 11-16 lat
Further Education / College – szkoła średnia - do 19 roku życia 
:) 

~~~*~~~
Witam Was kochani po wakacjach! :) Wiem, że ten rozdział w porównaniu do "Wyciętej sceny" jest niczym, ale cóż mogę poradzić. Mam nadzieję, że następne pójdą mi lepiej :)
Pamiętajcie o komentarzach, ankiecie oraz tweetach #KMSpl :)
Dodatkowo tak bez okazji piszcie mi (czy tu w komentarzach czy na tt pod #KMSp)l swoje pomysły na parring :)
Trzymajcie się i do następnego <3

czwartek, 18 września 2014

Powrót

Witam Miśki po wakacjach ;) Jak w szkole? Zadowoleni z planów? Ja nie bo codziennie do 16-17 w szkole hah :( taki żywot.
Organizacyjnie. Ponownie przepraszam za opóźnienie, ale w piątek od rana nie miałam internetu i mi go wczoraj dopiero naprawili.
Następny rozdział powinien być do piątku. Kolejny do końca września a potem myślę, że będą regularnie co 2 tygodnie w piątki/soboty/niedzieli (nadal będę informować o tym na moim tt z dopiskiem #KMSpl).
Zmobilizuję się i dodam w końcu okolicę, ale dopiero za tydzień.
Dziękuję za ponad 1600 wejść! ;o To takie... WOW bo na pierwszym blogu miałam 12 rozdziałów i 230 wyświetleń więc tak. :) Jeśli macie pytania piszcie w komentarzach tutaj albo na #KMSpl :)
Trzymajcie się <3

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdizał 5- wycięta scena

Na wstępie pragnę poinformować Was, że rozważam zmianę narracji na trzecioosobową. Zostawcie komentarz bym wiedziała, którą ostatecznie wybrać :) Miłego czytania!

~~~*~~~


  Gdy o 5:30 rano zadzwonił budzik Kate już dawno siedziała zlana potem na łóżku wtulona w Harry'ego. Znowu jej się śnił. Ten blondyn. Pewnie myślicie 'Dlaczego ona się tak przejmuje tym gościem? To zwykły sen.". Otóż niby tak. Ale Kate to specyficzna dziewczyna. Nie da się obronić. Gdy jej na kimś zależy to odda za tą osobę życie. Tak jak kiedyś oddano za nią. 'Ale jak jej może zależeć na kimś kogo nie zna?'. Tego nawet ona sama nie wie. Przecież to sen. Inny niż zwykle. Lecz jednak. W krainie morfeusza czekają nas niesłychane rzeczy. Nie mi jest dane w nie wnikać czy je analizować. Jednak i ona, i Harry wiedzą czemu Kate broni chłopaka.
 W tej chwili Kate powraca myślami do wydarzeń z przeszłości. Do wspomnień. Zakopanych tak głęboko, że zapomniała o ich istnieniu. Zapomniała, że takie wydarzenia miały miejsce w tak dalekiej przeszłości. Harry zaś uspokajając ją delikatnym kołysaniem rozmyślał nad tym czy dadzą radę. Czy nie będzie tak jak ostatnio przy dużej dostawie. Żeby tylko nie trafiło któreś z nich do szpitala. Kolejna strzelanina w ich aktach. Tylko tego im brakuje.
  Kate wyłączyła swój budzik i bardzo niechętnie wstała z łóżka. Szybko wzięła prysznic w zimnej wodzie by się ożywić. Harry zrobił to samo. Myśleli o wszystkim i o niczym. Jak zmieniło się ich życie przez jedną osobę.
   15 minut później byli gotowi na dole. Szybko zjedli śniadanie. Kate zrobiła omlety z szynką, pomidorem, cebulą i szczypiorkiem. Gdy zjedli poszli się ubrać (http://www.polyvore.com/akcja/set?id=130400866). O 6:37 usłyszeli dzwonek do drzwi. Nikt do tej pory si nie odzywał. Hope poszła je otworzyć. Jej oczom ukazał się Sam Brown. Przyjaciel po fachu.
- Cześć.- powiedział wchodząc.
- Hej.- odpowiedziała dziewczyna.
- On też?- zapytał zaskoczony obecnością Harry'ego w kuchni.
- Tak. Wiesz, że bez niego się nie ruszę.
- Ciebie też miło widzieć ciasteczko*.- rzekł Harry cicho się śmiejąc.
- Dobra mniejsza. Jedziemy do bazy?
- Tak. Już jesteśmy gotowi.
   Więc wyszli na dwór i wsiedli do samochodu. Gdy ruszyli z podwórka sąsiadów wyjechały dwa samochody a ich kierowcy patrzyli się lekko zaskoczeni na nich. To jego rodzice. Tak.
   Pojechali do domku leśnego należącego do rodziny Kate. No już raczej tylko do Kate.
   Katharina otworzyła bramę, do której tylko ona miała klucz więc nie było opcji by ktoś się tu dostał. Całą posesja była ogrodzona 2,5 metrowym murem, na którego górze znajdował się drut kolczasty będący cały czas pod prądem. Sama działka miała powierzchnię hektara i na jej końcu umiejscowił się właśnie ten domek. Jest tu też rozstawiony basen oraz altanka i przecudowny ogród, którym czasami zajmuje się Amada. Niechcący na tą myśl delikatny uśmiech wkradł się na usta dziewczyny lecz po chwili zniknął gdy uświadomiła sobie, że przecież to jest to miejsce. Miejsce, w którym wszystkie dobre wspomnienia zostały zatarte przez to jedno. To najgorsze.
   Sam i Harry wjechali za dom i wyłączając silnik opuścili pojazd. Kate zamknęła bramę i wyciągnęła telefon. 7:12. Gdy do nich dotarła nic nie mówili. Ruszyli w 3 do tylnego wejścia. Gdy siedzieli w środku przy dużym okrągłym stole, pod którym znajdował się magazyn przykryty dywanem Harry zapytał gdzie w końcu mają się udać.
- Do Birmingham. Na lotnisko. Tam będzie na nas czekał Luke...
- Czekaj... Hemmings?!- przerwał jej Harry. Przytaknęła głową.- Wypuścili go?!
- Już w styczniu. Zacofany jesteś gościu.- odpowiedział mu Sam. 
- Dobra chłopaki spokój. Gdzie to ja... a no tak. Będzie czekał przy wjeździe na parking pracowników. Tam wychodzimy i idziemy do pomieszczenia na szczotki. Luke podrzuca nam stroje i będziemy gotowi żeby wszystko odebrać. Po twoim sprawdzeniu wszystkiego- zwróciła się do Sama- wsiadamy do samochodu a Harry jedzie z Lukiem drugim autem. W Londynie przechodzę do nich i z nimi wracam tu. Pytania?
- Co z kamerami?- zapytał Harry.
- Serio? Bierzesz takiego debila?- Sam nienawidzi Harry'ego od kiedy ten chodził z jego siostrą i wplątał ją w to wszystko.
- Sam...- Kate czuła się bezsilna w tej sytuacji.- Dobra jedziemy. Mamy 200 mil do pokonania w 4 i pół godziny.
- Damy rade. 
   Tak więc odsunęli stół i dywan i podnieśli pokrywę. Kate weszła do środka sama. Zapalając lampkę poszła na sam koniec skrytki, gdzie każdy miał swoją szafkę. Ze swojej wyciągnęła zwyczajnego glocka i 3 dodatkowe magazynki. Zaś dla Harry'ego zabrała jego ulubiony HK416 i także 3 magazynki. Zabrała także jego płaszcz. Zapytała co ma zabrać dla Sama.
- Ja mam w aucie. Mi nic nie bierz.- powiedział.
   Tak więc wyszła gasząc światło. Ponownie przykryli klapę dywanem i postawili na nim stół. Podała Harry'emu jego sprzęt  i swój. Sam i Hazz poszli do samochodu i sprawdzili wszystko oraz zadzwonili do Luka. Kate w tym czasie zamknęła drzwi i ruszyła w stronę bramy by ją otworzyć. Gdy jeep wyjechał za posesję ona ponownie zabarykadowała bramę i wsiadła na tył samochodu. Podróż minęła bez większych sprzeczek oraz w miarę spokojnie. Harry zapytał o Luka.
- Wypuścili go za dobre sprawowanie.- tutaj wszyscy wybuchli śmiechem.
- A co z tymi kamerami?- dopytał Styles.
- Ashton, Calum i Michael są w ochronie i to oni pilnują kamer. Jeśli by coś poszło nie tak to pousuwają nagrania lub coś, żebyśmy problemów nie mieli. Oni i tak już ledwo się tu trzymają. Josh i Andy wywalą prąd na całym lotnisku i będziemy mieli 30 minut na przeładowanie tego co trzeba.
- Mówiąc my masz na myśli ty. Wiesz dobrze, że Luke na ciebie leci i ich do tego namówił.- zauważył Sam. To prawda. Luke na nią leci. Mało powiedziane. On ją kocha. Zrobi wszystko żeby ją uratować i się jej przypodobać. Przez to siedział w pudle. Bo powiedział, że to on wywołał tą strzelaninę na Travel Street. A to kłamstwo. Ona to zrobiła.
- Wcale, że nie! I koniec tematu.
  Tak więc minęły 4 godziny drogi. Kate napisała sms do Luka, że już są.
- Zaczynamy zabawę.- powiedziała do chłopaków gdy przed wjazdem ukazali Lukowi fałszywe przepustki. Ruszył za nimi na parking pracowników. Wszyscy opuścili samochód i przywitali się z Lukiem.
- Dobra. Macie 20 minut na przebranie się bo tyle zajmie naprawianie kamer zewnętrznych i tej wewnętrznej. Ash je wyłączy żeby nikt się nie pokapował. Potem jak dotrzecie tam gdzie macie wszystko będzie gotowe. Gdy przyleci dostawa wywali prąd. Wtedy macie pół godziny na przetransportowanie do mojego auta tych 4 skrzyń. W te pół godziny musimy to zrobić i wyjechać. Wracamy inną drogą żeby w razie czego ich zgubić. Zrozumiano?
   Wszyscy przytaknęli. Luke dał im stroje: dla Harry;ego i Sama wojskowych, a dla Kate pracownicy lotniska. Gdy dostali sygnał, którym była informacja od Ashtona przez krótkofalówkę ruszyli do schowka. Kate szybko zerknęła na zegar, który wskazywał 11:07. Przebrali się w ciągu 10 minut i ruszyli do hangaru gdzie miał się odbyć rozładunek. Harry po drodze zabrał swoją broń i Kate oraz odniósł ubrania.
- Uwaga pracownicy.- po 40 minutach rozbrzmiał głos z głośników.- Z powodu burzy panującej w Nowym Jorku lot został opóźniony o 2 godziny. Dostawa broni dla naszej armii będzie tutaj za 2 godziny. Koniec komunikatu.
- No pięknie. Dwie godziny w dupie.- powiedziała Kate.
- Zadzwoń do kochasia żeby nam skołował obiad bo padam.- powiedział Harry.
- I kawę.- dodał Sam.
   Tak więc Luke przyniósł im 3 kebaby, 3 porcje frytek, 6 kanapek, 2 kawy z mlekiem i karmelowe frape. Podziękowali mu i spędzili godzinę na jedzeniu i piciu. Druga godzina nie była taka spokojna ponieważ inni zaczęli coś podejrzewać. Lecz ostatecznie nikt nic nie nagadał ochronie. Która z resztą i tak była przepełniona ludźmi Luka.
   Dokładnie po 2 godzinach od komunikatu hangar otworzył się i wjechał samolot z załadunkami. Wszystko potoczyło się szybko.
   Rozładowano 200 skrzyń z bronią. Oni potrzebowali pięciu. Nagle zgasło światło i wszyscy zaczęli panikować. Pracownicy wylecieli z hangaru do głównego budynku tak, że zostali tylko 'nasi' ludzie.
- Szybko. Mamy pół godziny.- powiedział jeden z ochroniarzy. Wjechała miniciężarówka Luka a Sam pobiegł po swój samochód. Gdy po 26 minutach trzy skrzynie były załadowane kiedy Kate i reszta usłyszeli strzały od strony głównego wejścia lotniska. 'O kurwa.' Ktoś narobił problemów. W expresowym tempie załadowali ostatnią skrzynię do bagażnika, wskoczyli do samochodów i wyjechali w miarę spokojnie. Przy bramie czekał na nich Calum, który ich wypuścił i tak oto wydostali się z lotniska. Pojechali w stronę Manchesteru, tak na wszelki wypadek. Na tej trasie jeśli ktoś ich śledzi to łatwo go zgubią. Gdy byli już w Manchesterze przystaneli przed autostradą na parkingu McDonalda gdzie Harry poszedł kupić 2 smoothie, 1 milk shake'a i mrożone karmelowe frape. Kate je po prostu uwielbia.
- Wszytko ok?- Luke zwrócił się do Kate.
- Um...tak, myślę, że tak.- odpowiedziała.- W domu sprawdzę czy wszystko jest.
Gdy Styles wrócił z zakupem od razu ruszyli w drogę powrotną do domu. w Londynie tak jak było umówione Przesiadła się do Luka i zostawili Sama. W Londynie utknęli w korku, który wlókł się niemożliwie wolno co spowodowało ich ponad godzinne opóźnienie.
   W bazie byli ok 23. Kate podniosła klapę i w 3 znieśli wszystko na dół. A było to cięższe niż mogłoby się zdawać. Harry otworzył skrzynie łomem i dziewczyna mogła wszystko sprawdzić. Miał to zrobić Sam, ale nie zdążyli.
- Brakuje jednego magazynku. Ale tego zapasowego więc jest spoko. To wezmę tą serie nam.
- Ok. To to odliczę.
   Harry i Luke wyszli więc Kate mogła wszystko posprzątać. Gdy skończyła wyszła zatrzaskując klapę.
- Przebierzcie się. Jedziemy do domu. Tam się rozliczymy.
- Mam go zabrać?- zapytał Harry poprawiając swoją broń.
- Tak. Schowam go u mnie.
   Przebrali się w swoje normalne ubrania a tamte Kate schowała w skrytce za piecem. Pojechali o domu.
- Dobra Luki. Ile za towar i transport?- zapytała szatyna.
- Dziewięćset tysi bo jeszcze obstawa kocie.
- Załatwicie to w kuchni?
- Ok. Amandzia jest u Kimmi na noc.- poinformowała Harry'ego Kate.
    Po wręczeniu mu należnej kwoty uśmiechnął się do nich i wyszedł mówiąc:
- Kitti interesy z tobą to czysta przyjemność.


 ~~~*~~~

Kochani dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! <3 Jesteście niesamowici. Jest to trochę opóźnione bo szczerze niewygodnie pisało mi się to z "perspektywy" :( Napiszcie w komentarzu co myślicie i jaką perspektywę powinnam używać dalej :) btw. Ogarnełam w końcu te okno z TT xd Więc komentujcie to opowiadanie także na twitterze. Za niedługo powinnam dodać zakładkę 'okolica' ale nie wiem co z tego wyjdzie ;x Jeśli pojawią się tutaj jakiekolwiek błędy czy to językowe czy ort., lub logiczne proszę o poinformowanie mnie :)
Więc do zobaczenia we wrześniu <3

niedziela, 13 lipca 2014

TYSIĄC WEJŚĆ




BOŻE KOCHANI! Dziękuję bardzo serdecznie za pierwsze tysiąc wejść! Nie wiem jak opisać to uczucie. Niesamowite. Pamiętam jak jeszcze nie dawno cieszyłam się ze 100 hah. Jak wspominałam przy Rozdziale 5 czeka Was niespodzianka. Powiem, że będzie to ta wycięta scena z dostawy i już zaczęłam nad nią prace :)

Musicie niestety trochę poczekać, ale myślę, że do 2 tygodni się pojawi. Informacje na bieżąco  znajdziecie na moim Twitterze a go w zakładce "KONTAKT".

Jak zapewne zauważyliście pojawił się nowy wygląd. Szablon został wykonany przez dexionity x z Wyimaginowanej Grafiki (link po prawej). Według mnie wypad fantastycznie! Dajcie znać w komentarzach lub na Twitterze dodając do wpisu "#KMSpl"  co sądzicie!
Trzymajcie się i do "zobaczenia przy "BONUSIE" <3

sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 5- Kocham Cię...

Spojrzałam tam nadal rozbawiona i nagle mina mi zrzedła. Zobaczyłam chłopaka w oknie. Blondyna. I mimo dużej odległości wiedziałam. To ON.ONONONONON! Tak blisko! Jak to możliwe?! JAK?! Wygląda na równie zaskoczonego co ja. Trwamy chwilę po prostu patrząc na siebie aż nagle niecierpliwy Harry wciąga mnie do domu. Nie odrywam wzroku od chłopaka póki Hazz nie zamknie drzwi. Dalej bardzo zaskoczona spojrzałam na roześmianą twarz mojego przyjaciela.
- Co jest? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. No wiesz. Cała zbladłaś i wgl. A oczy to jak pingpongi masz.- powiedział Styles.
- Bo właśnie zobaczyłam kogoś kto nie ma prawa istnieć.- odpowiedziałam. Teraz ani Harry się nie uśmiecha. Patrzy na mnie równie zszokowany, ale i zatroskany. A ja dalej próbuję przetrawić to co zobaczyłam w oknie.To niemożliwe. NIEMOŻLIWE. A jednak. Wątpię żeby było to tylko przewidzenie.
O co chodzi? Dlaczego moja reakcja jest taka jaka jest? Otóż od ponad miesiąca dręczy mnie pewien sen. Jest on bardzo dziwny, ponieważ ciąg dalszy zależy od tego co uczynię. Mam tam własną wolę co nie jest normalne.W dodatku on był taki realistyczny.Wręcz czułam ten odór starego magazynu. Dawnej bazy ojca.
Więc jest tak. Nie wiem jak i dlaczego, ale jesteśmy w miejscu, z którym wiąże się moje dzieciństwo. Uciekamy. Ponownie nie wiem dlaczego. Wiem natomiast, że w obie ręce mam zajęte. W jednej trzymam zwyczajny Glock 17 a w drugiej rękę chłopaka-bez-imienia. Biegniemy krętymi korytarzami. Niestety w tej części nigdy nie byłam. Część owej ucieczki jest niezmienna. Natomiast gdy dobiegamy do rozwidlenia tutaj już się zaczyna prawdziwy koszmar. Ruszyłam w lewo gdzie za następnym zakrętem trafiliśmy na ślepy zaułek. Gdy szukałam jakiegoś przejścia nie zauważyłam, że już nas znaleźli. Koniec pierwszej wersji.
Druga wersja polegała na tym, że biegliśmy znacznie dłuższymi i bardziej krętymi przejściami gdzie nabraliśmy tempa. Tutaj, przy kolejnym ślepym zaułku, gdy już prawie znalazłam wyjście oni przybyli. Chłopak pociągnął mnie za siebie przez co nie mogłam w niech strzelić i to oni nas zabili. Koniec.
Trzecia wersja była taka sama jak poprzednia, tyle że to ja teraz okryłam chłopaka, wyższego ode mnie o głowę. Mężczyzna ze środka, którego bardzo dobrze znałam (nie mniej jak tych po bokach) rzucił w nas siekierą. Szybko odskoczyłam myśląc, że chłopak ma trochę instynktu. Niestety nie miał. Gdy na niego spojrzałam patrzył pustym, przerażonym wzrokiem w stronę facetów z wbitą w głowę siekierą. Ten widok przywołał masę wspomnień przez co ani nie zauważyłam a trzeci sen się zakończył.
Ostatnia wersja różniła się od poprzednich tym, że w niej dokonałam właściwego wyboru i od tego czasu w snach widuję tylko ją. Gdy siekiera zaczyna lecieć w stronę twarze nieznajomego odciągam go na bok. W odwecie strzeliłam mu prosto w czoło. Pominę fakt, że rozbawiła mnie na ułamek sekundy moja celność. Pomocnik gościa z dziurawą głową zaczął uciekać by nas wydać dlatego jego też dopadł mój pocisk. Ostatni giermek chwilę się zastanowił po czym strzelił we mnie, ale mimo jego trafienia zdążyłam mu "oddać". Poczułam, że pocisk wbija mi się w brzuch, rozrywa wnętrzności zaznaczając swoją obecność i zatrzymuje się przed kręgosłupem. Złapałam się za mój brzuch i osunęłam się na wystraszonego chłopaka po czym on położył mnie na ziemi trzymając moją głowę jedną ręką a drugą moją rękę, która bardzo wolno luzowała ucisk na mojej koszulce. Poczułam, że to już chwila więc coś mnie natchnęło, żeby powiedzieć mu "Kocham Cię...". I gdy już zaczynała i wypowiedziałam początek... obudziłam się zlana potem.
Już wiem co będzie mnie dręczyło tej nocy.
Harry o wszystkim wie. Bo komu miałam powiedzieć jak nie jemu.
Zaczaiło co mi chodzi i wręcz rzucił się by mnie przytulić. Odwzajemniłam uścisk. Po kilku minutach Harry wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju. Położyliśmy się na łóżku by odpocząć trochę przed akcją. Lecz ja wiedziałam, że to mi się nie uda.

***
*Godzina 23 następnego dnia*

 Gdy zamknęłam klapę do naszej bazy odwróciłam się w stronę drzwi. Harry i Luke stali na jakby straży. 
- Dobra Luki. Ile za towar i transport?- zapytałam szatyna. 
- Dziewięćset tysi bo jeszcze obstawa kocie.- popatrzył na mnie tym swoim wzrokiem z wydętym dziobkiem. Westchnęłam. 
- Możemy to załatwić na górze?- powiedział Hazz poprawiając swój lekko wysłużony HK416. 
- Na górze nie, ale chodźmy do środka. Amandzia jest u Kimmi na noc. - posłałam "oczko" Stylesowi.
- Dobra. Heh.
- Tylko szybko. To był wyjątkowo długi dzień.- zgodziłam się z Lukiem i razem ruszyliśmy do domu.
Po wręczeniu mu należnej kwoty uśmiechnął się do nas i wyszedł mówiąc:
- Kitti interesy z tobą to czysta przyjemność.
Po bardzo męczącym dniu i ciężkiej dostawie  zjedliśmy z Harrym po kawałku zapiekanki, która przypomniała mi o chłopaku z sąsiedztwa. Mijaliśmy jego rodziców dzisiaj. Tak...
Po naszej "kolacji" wzięliśmy szybkie kąpiele i poszliśmy spać. Kolejna noc... Kolejny sen... Kolejny płacz... I kolejne myśli...
Po pobudce około 3 nad ranem postanowiłam spędzić resztę nocy na siedzeniu na parapecie. Dopiero teraz zauważyłam, że nasze pokoje są na przeciw siebie.
Myśl czy to przeznaczenie czy moje schizy zajęły moją głowę.


***

Gdy odprowadziłam Harry'ego do drzwi i pożegnałam się z nim buziakiem w policzek i podziękowaniem za pomoc była 11. Ruszyłam w stronę kuchni by wziąć kolejny kawałek niesamowitej zapiekanki. Zobaczyłam przy stole ciocię, która od razu nie odrywając wzroku od gazety zapytała:
- I jak poszła dostawa?- tak. Ona wie co robię. Nie dziwi jej to. Oczywiście jest temu przeciwna, ale nic nie mówi. Jej też zależy na zemście.
- Lekko nie było, ale poszło... jakoś. 
- Na pewno wszytko dobrze zabezpieczyłaś? Sprawdziłaś czy nie oszukali? 
- Tak. Brakowało jednego dodatkowego magazynku, ale mimo to wszystko było ok. Luke odjął to i zapisał w raporcie. 
- To dobrze.- skomentowała i kontynuowała swój artykuł. Podgrzałam sobie zapiekanki i otworzyłam laptopa cioci. Poprzeglądałam tumblra oraz instagrama znajomej cioci zajadając się śniadaniem. Gdy skończyłam po jakiś 30 minutach pozmywałam naczynia, które nazbierały się od wczoraj. Gdy myłam ostatnią szklankę ciocia zabrała głos. 
- Niall dzisiaj przyjdzie.
Nie mam zielonego pojęcia o kim mówi. 
- Kolega z pracy?- zapytałam.
- Nie. Syn nowych sąsiadów. 
To co usłyszałam tak mnie zaskoczyło, że zacisnęłam rękę na szklance, a gdy pękła nawet nie zauważyłam, że mam pociętą rękę.


~~~*~~~
Dum Dum Dum! Witam Was kochani po długiej  i nie zapowiedzianej przerwie! To już się więcej nie powtórzy przysięgam! Dziękuję (ponownie) za wyrozumiałość i cierpliwość. Mam  nadzieję, że rozdział się podoba. Miałam z nim jak już wcześniej pisałam duże problemy. Liczę na Wasze komentarze! 
Teraz takie informacje typowo organizacyjne. Dwie wieści. Dobra i zła no :( 
ZŁA WIADOMOŚĆ
Ogłaszam przerwę wakacyjną do 12 września :(
W roku szkolnym będę dodawała 1/2 notki na miesiąc ponieważ będę w 3 klasie i będę miała egzaminy. Trzeba się będzie uczyć :(
DOBRA WIADOMOŚĆ
Jak pewne zauważyliście brak pewnej sceny. Otóż pomyślałam, że na każde 1000 wejść będę dodawała takie "wycięte sceny", "bonusy". :)
Jeśli coś mi wpadnie do głowy, najdzie mnie wena to coś napiszę. Nic nie obiecuję :) 


Trzymajcie się misie i nie pozabijajcie na wakacjach <3

czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział 4- To ON.

Kate's POV



Kolejna impreza. Rok szkolny coraz bliżej więc będzie mniej czasu na to. Tak. W pierwszy piątek od razu po rozpoczęciu ostatnia z naszej "Serii Party Hard" odbędzie się u mnie. Ciocia nic nie wie. I się nie dowie aż do niedzieli lub poniedziałku. Zależy.
Kim jestem? Kate Hope. Nienawidzę swojego pełnego imienia. Nazwisko mam po mamie. Te należące do mojego "ojca" wywołuje u mnie odrazę. Mam 15 lat i mieszkam na przedmieściach małego miasta znajdującego się ok 1,5 godziny drogi od Londynu.
Aktualnie rezyduję w domu siostry mojej mamy- Amandy Luckley. Ledwie z nią rozmawiam. Wymieniamy tylko konieczne uprzejmości typu "Cześć", "Ok", "Nie, dziękuję". Nawet mi się to podoba. Czasami czepia mnie się o imprezy, fajki i wgl. Ale mnie to nie rusza. Hah.
A Styles i Alice? Harry Styles i Alice McKey. To moi przyjaciele. Nie jedyni, ale tylko o nich było wspomniane.
Z Harrym przyjaźnię się od zawsze. Gdy go potrzebuję pojawia się zanim nawet mu napiszę czy odpiszę.
Alice znam od 5 klasy gdy się tu przeprowadziła. Najpierw nasze kontakty były bardzo oschłe, ale potem się to zmieniło.
Hazz mieszka 3 przecznice dalej, a Ali na drugim końcu miasta. Reszta naszej paczki mieszka obok Alice. W sumie nawet fajnie.
Um... Powracając do rzeczywistości. Harry będzie za godzinę. Z Louisem? Po co z nim? No fakt, że Pan S nie ma prawka, ale po co Lou ma jechać przez całe miasto żeby nas podwieść?To jest Lou- tego nie ogarniesz.
Więc idę do łazienki ogarnąć się trochę. Umyję sobie włosy moim szamponem miętowo-migdałowym i wezmę prysznic. O tak. Wysuszyłam moje blond włoski i postanowiłam później potraktować je lekko lokówką.
Gdy już po 20 minutach jestem gotowa stanęłam przed szafą. Praktyczmie od razu wiedziałam co ubiorę. (http://www.polyvore.com/cgi/set?id=124568700&.locale=pl) Dzisiaj nie będę się ani starała robić szału dobranym strojem i wgl. Nie mam humoru.
Zrobiłam sobie makijaż oraz zakręciłam delikatnie włosy jak to miałam zaplanowane i byłam gotowa. Akurat na 5 minut przed czasem. Ha!
Korzystając z mojego "czasu wolnego" udałam się do mojej małej pokojowej "kuchni" i napiłam się wody oraz zażyłam tabletkę "na kaca". Taki mały sposobik na mocniejszą głowę. 
Gdy akurat ruszyłam na dół w stronę drzwi usłyszałam klakson. Kate- mistrzyni wyczucia czasu. Oh yeah.
Zobaczyłam przez okno, że czarny mustang Louisa stoi przy chodniku przed moim domem a pewien lokaty młodzieniec opiera się o jego maskę z uśmiechem patrząc się w okno, przez które akurat wyglądałam. Wyglądał niesamowicie. Takie... WOW. Nie żebym coś do niego czuła. Jest dla mnie jak brat. Ale no nie powiem. Przystojny to on jest.
Już miałam otwierać drzwi gdy dobiegł do mnie głos mojej cioci.
- Kate? Gdzie się wybierasz?-ciocia wyłoniła się z kuchni w swoim fartuchu ubabranym mąką.
- Nie ważne.- powiedziałam lekko zdenerwowana i dopiero teraz poczułam zapach tradycyjnej zapiekanki.
- Nie takim tonem! Odpowiedz normalnie jak cię pytam.
- Do Alice ciociu.- odpowiedziałam sztucznie miłym głosem. - Ktoś się tu przyprowadza?
Ciocia nigdy nie piekła tej zapiekanki jeśli ktoś nie przyprowadzał się na naszą ulicę. Zawsze robiła 2 porcje. Jedna dla nas a druga dla "nowych". Witała ich sama ponieważ ja do takich spraw po prostu się nie nadaję. Nikt tu się nie wprowadził od 2 lat dlatego ciekawi mnie to kto jest na tyle odważny by tu mieszkać.
- Lepiej. Tak. Na przeciwko. Niejacy Horanowie. On ponoć jest tym słynnym inwestorem a ona ma firmę prawniczą. Kim powiedziała, że mają syna. - ostatnie zdanie Amanda wypowiedziała swoim "specjalnym" tonem.
- Fajnie. Ja idę.
- Czekaj!
- Co jeszcze?!- ponownie usłyszałam dźwięk klaksonu. - Jakby mi się spieszy no... 
- Pójdziesz ze mną ich przywitać? Dzisiaj przyjeżdżają, wieczorem podobno, więc jutro im to zaniosę.
- Nie dzięki. To wszystko?
- O której będziesz?
-Nie wiem. Pa.
I wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi. W drodze do samochodu sprawdziłam jeszcze czy mam klucz w kieszeni. Upewniwszy się, że to ten podniosłam wzrok i napotkałam rozbawione oczy Harry'ego.
- No siema piękna.- jego zachrypnięty głos witał mnie za każdym razem tymi samymi słowami. Chyba, że był środek nocy i coś się działo.
- No siema piękny.- przywitałam się z nim pocałunkiem w policzek. Mimo wysokich szpilek i tak byłam od niego niższa.
- Zajebiście wyglądasz kochanie.- wyszeptał w moje włosy gdy trwaliśmy chwilę w uścisku.- Jak zawsze zresztą.
- Dziękuję Hazz. To samo mogę powiedzieć o tobie. Ale masz cool bluzkę! Skąd ją wziąłeś?- powiedziałam odsuwając się od niego i rozciągając delikatnie materiał koszulki wyprostowanymi rękami w geście przyglądania się jej, podziwiania i ciekawości. Styles zaśmiał się widocznie rozbawiony.
- A od mojej kochanej...
- Jedziecie czy nie?- odezwał się Lou lekko poirytowany, ale i rozbawiony.- Mamy przecież pomóc Alice w przygotowaniach no.
- Oczywiście Panie T.- powiedziałam wchodząc na tył pojazdu i witając się z Louisem buziakiem w policzek. Harry popatrzył na mnie z zabawnym wyrazem twarzy po czym wsiadł do samochodu. Umiejscowił się obok kierowcy a ja przerzuciłam ręce nad jego ramionami splątując je ze sobą na jego klatce piersiowe i opierając brodę na ramieniu.
Przez całą 20 minutową podróż przez miasto rozmawialiśmy o nadchodzącej imprezie, początku roku i naszych planach.
- Miałaś jakieś zamówienia? - mimo że Harry nie powiedział na co ja wiedziałam. W samochodzie nagle zapanowała poważna atmosfera tak różniąca się od tej sprzed 10 sekund.
- Tak. Jutro ma być nowa dostawa to te 10 moich zleceń wykonam.- odpowiedziałam.
- To przylecą te chińskie czy koreańskie? - dopytywał Louis.
- Amerykańskie i Kanadyjskie.
- CO?!- powiedzieli jednocześnie, ale nikt się nie zaśmiał.
- Przecież je tak trudno załatwić!
- I są cholernie drogie!
- Ale te załatwiłam. Klient nasz pan a on dał tyle hajsu, że starczyło by na jeszcze 2 partie. Powiedział, że reszta jest dla nas a jeśli jeszcze robotę za niego wykonamy to zapłaci drugie tyle co teraz dał.
- A to nówki będą?
- Tak. Prosto od producenta. Wzięłam jeszcze dla nas z tego hajsu. W dodatku jeszcze zostało to dam za załatwienie tego i transport.
Przed Louisem muszę ukrywać, że zostanie jeszcze trochę kasy. On wpadłby w szał, nie wiadomo co byłby w stanie tym razem zrobić. Harry natomiast nie był taki. To z nim mam w planie podzielić się hajsem. Reszta dostanie za akcję.
- Ty sobie żartujesz!- nie dowierzał Styles.
-Nie, Harry. Nie żartuję.
- Dlaczego nam nic nie powiedziałaś?- zapytał lekko urażony Tomlinson.
- Bo nic nie było pewne. Wiecie jak ze mną jest. Jeszcze wam naobiecuję a będzie z tego klapa.
- A to co wzięli?- chciał wiedzieć Harry, ale akurat wjechaliśmy na posesję Alice.
- Później pogadamy Hazz.- puściłam go. Louis postawił samochód na naszym tradycyjnym miejscu- pod płotem obok bramy. Wysiadamy.- No to czas się bawić!
Alice wybiegła nam na przeciw.  Automatycznie ruszyłam w jej stronę by rzucić jej się w ramiona. Obie cicho się roześmiałyśmy.
-Hej.- powiedziałyśmy w tym samym czasie co wywołało lekko głośniejszy odgłos radości, rozbawienia. Trwałyśmy chwilę w swych objęciach, aż Alice nie poluźniła swego uścisku. Następnie przywitała się z Louisem i Harrym. Ten drugi cały czas patrzył mi centralnie w oczy. Pewnie coś podejrzewa.
- Fajnie, że już jesteście. Charlotte, Destiny, Jimmy, Chris i Alex już przygotowują stoły w ogrodzie i meble wynoszą do tego pokoju co zawsze. To skoczcie im pomóc.- tu zwróciła się do Lou i Hazzy.- A Kate mi pomoże z drinkami i wgl.
- Okej.- zatwierdził jej polecenia Louis. Tak więc w ten sposób się rozdzieliliśmy. Przechodząc przez salon, w którym znajdował się tylko stolik z przekąskami i kilkanaście plastikowych kubków oraz mały stoliczek z laptopem i głośniki. W kuchni zastałam jeszcze więcej plastikowych kubków i misek z chipsami.
-Cały sklep okradłaś?!- zapytałam Ali. Nigdy jeszcze nie wzięła tego aż tyle.
- Nie! Kupiłam to lol.- odpowiedziała mi panna McKey.
-Yhm. Ta jasne. Po co tyle tego?
- Bo przyjadą jeszcze moi kuzyni z Ameryki i znajomi z Londynu. Wiesz... Dawno się nie widzieliśmy, a ja im obiecałam, że ich zaproszę na grube party hard.
- Lol mi cię. Ok. To teraz tylko butelki powyciągać?
- Tak. Daj je tm gdzie zawsze.
- Nasz Ninja Alko Schowek?
- A jakżeby inaczej.
Oboje wybuchłyśmy gromkim śmiechem. Po jakichś 30 minutach kuchnia była gotowa dlatego ruszyłyśmy na górę. Posprzątałyśmy pokój Ali, łazienkę, zamknęłyśmy pokoje jej rodziców i to wszystko zajęło nam godzinę ponieważ jak zwykle tzw. głupawka przyszła w tak nieodpowiednim czasie gdy roboty było za dużo. Ostatnie pół godziny spędziłyśmy na sprawdzaniu wszystkiego i chowaniu szklanych rzeczy, ponieważ na ostatniej imprezie jakiś koleś wylądował na szklanym wazonie i musiał jechać na szycie. Bywa. Jakby to się stało tutaj Alice na pewno spaliła by się ze wstydu i stresu oraz przerażenia.
 Tak więc wszystko było gotowe akurat jak przyjechali kuzyni Ali z Ameryki. Przywitałam się z nimi oraz z Lottie, Dest, Jimmym, Chrisem i Alexem. Jim włączył muzykę. Nie za głośnio. I zaczęliśmy pić. Ja oczywiście polewałam drinki.
Z czasem ludzi przybywało, co skutkowało szybszym opróżnianiem się butelek. Muzyka dudniła już na całego gdy koło 10 ruszyłam z moim drinkiem przez tłum ludzi by usiąść sobie na dworze, zaczerpnąć świeżego powietrza. Jak przepychałam się przez tłum coś szarpnęło moją wolną rękę do tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam twarz Harry'ego. Po jego oczach widziałam, że nie był jeszcze wstawiony. Czekał. Chciał ze mną jak najszybciej porozmawiać. Wiedziałam to.
Gdy spojrzałam na niego na jego twarzy rozkwitł uśmiech. Pochylił się nad moim uchem i powiedział na tyle głośno, że usłyszałam go mimo muzyki:
- Zatańczymy ślicznotko?
Przygryzłam wargę delikatnie unosząc kąciki moich ust i potakując głową.  Hazz pociągnął mnie na środek naszego "parkietu' i objął rękami w biodrach a ja moje skrzyżowałam na tyle jego karku. Tańczyliśmy chwilę w rytm piosenki póki ta po dosłownie 2 minutach nie została wyłączona. Ponad zawiedzionym jękiem można było usłyszeć głos Alice krzyczącej:
- KTO CHCE GRAĆ W PIJANEGO PING-PONGA IDZIE NA TARAS!- i muzyka ponownie rozbrzmiała.
Chyba prawie wszyscy wypchnęli się na taras by popatrzeć jak nasz paczka kaleczy w to i się upija.
- Ja gram z tobą.- powiedziałam do Harry'ego.
- Przegrasz misiu.- odpowiedział wydymając usta w dziobek. Powtórzyłam jego gest mówiąc:
- No chyba ty.
Oboje się zaśmialiśmy i Harry zaczął torować nam drogę do stołu. Powietrze zadziałało na mnie orzeźwiająco i lekko mnie otrzeźwiło.
Gdy dotarliśmy już do wyznaczonego nam miejsca właśnie Charlotte przegrywała z Charliem. Typowe! Podbiegła do nas lekko wstawiona Ali. Harry krzyknął:
-Sunąć się kurwa! Dwa metry!
Wszyscy posłusznie zrobili kilka kroków w tył. Alice zapytała czy gramy.
- Ha! No pewnie! Możemy od razu po nich?
- Jasne! Tylko znowu nie rzygnij!
- Nie rzygnęłam! To był tylko odruch wymiotny no!
- Taa jasne...
I w tym momencie gdy Hazz dostał moim łokciem w brzuch Charlotte padła na ziemię co oznaczało, że Charlie wygrał.
- Teraz my!- krzyknęłam.
- Weeee!- Harry zrobił tą swoją typową dla takich momentów ironiczną minę, która świadczyła tylko o naszym dziecinnym podejściu do tego.
Więc rozpoczęliśmy grę i nie powiem, szło mi nieźle. Ostatecznie to ja wygrałam co spotkało się z gromkimi brawami i obrażoną miną Harolda. Uwielbiam jak się na mnie złości. Wygląda wtedy jak dziecko, któremu się zabrało lizaka.Podbiegłam do niego niczym nimfa i wskoczyłam na niego oplątując nogi dookoła jego bioder a ręce ponownie z tyłu jego szyi. Przytuliłam się do niego mocno, śmiejąc się cicho gdy on odwzajemnił mój uścisk. Przeniósł mnie na koniec ogrodu do ukrytej za drzewami altanki i posadził mnie na ziemi twarzą w stronę domu. Sam usiadł obok mnie i objął ramieniem. Oparłam głowę o jego klatkę i zdjęłam moje obcasy bo nogi mi już odpadały.
- I jak się bawi moja księżniczka?- zapytał po kilku minutach milczenia.
- Zajebiście mój książę. A ty?
- Także. Będziemy musieli zaraz jechać.
- Taa... Wiem. Starczy, że sama złapię busa albo coś.
- Nie. Nie puszczę cię busem, w takim stanie i w dodatku w środku nocy.
No tak. Już prawie północ. Muszę wytrzymać chociaż do 2 i to w dodatku na trzeźwo. Dam radę no!
- Chcesz jutro jechać ze mną?- zapytałam. Wiem, że chce.
- Po sprzęt?- pokiwałam głową.- Oczywiście.- powiedział całując czubek mojej głowy
- Wiesz, że zostało. Co nie?- musiałam o to także zapytać.
- Tak. Ale porozmawiajmy o tym u ciebie bo ktoś jeszcze usłyszy. Są pijani, ale przezorny zawsze ostrożny.- spojrzałam mu w oczy.
- Nie poznaję ciebie Styles. Pierw przegrałeś a teraz mówisz o ostrożności! No nie wierzę!
Nagle usłyszeliśmy kroki. Odwróciliśmy się w stronę, z której dobiegał ich dźwięk i zobaczyliśmy Lilian- dziewczynę Louisa. Ona nie wiedziała o niczym. Biedna nieświadoma dziewczynka. Była znowu naszym kierowcą.
- Czekam tylko aż będziecie razem.- powiedziała na przywitaniu z uśmiechem na twarzy siadając obok mnie.
- Nie będziemy.- powiedzieliśmy równocześnie z Harrym co wywołało lekki uśmiech na mojej twarzy.
- Ja z Lou też tak gadaliśmy. A teraz co? Będzie przeszło rok już.- mówię. Nieświadoma jest.
- Taaa.- powiedział Harry.
Rozmawialiśmy z nią chyba z trzy godziny bo gdy zakończyliśmy naszą konwersację o markach papierosów, alkoholi itp. goście praktycznie się zmyli.
- Chodźcie ogarniemy trochę żeby Alice miała mniej roboty.
I tak oto przez 10 minut sprzątaliśmy kubki. Po tym czasie przestaliśmy bo po prostu nie mieliśmy sił. Dlatego taż zapakowaliśmy Louisa do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu. Lilian mieszkała 5 domów obok Harry'ego dlatego braliśmy Lou żeby u niej nocował. Tomlinson był pijany, ale nie aż tak by spać dlatego przez całą drogę opowiadał suchary o Żydach, Murzynach i wgl. Po 30 minutach męczącej drogi zajechaliśmy pod mój dom. Wysiadłam i poczekałam na Harry'ego, który żegnał się z Lil i Lou. Ruszyliśmy w stronę mojego domu a ja wyciągnęłam z kieszeni klucze śmiejąc się jeszcze z kawału Harry'ego o koloniach i obozach*. Gdy Styles wszedł do środka coś podkusiło mnie by zobaczyć dom, do którego mieli się wprowadzić nowi sąsiedzi. Spojrzałam tam nadal rozbawiona i nagle mina mi zrzedła. Zobaczyłam chłopaka w oknie. Blondyna. I mimo dużej odległości wiedziałam. To ON.

* chodzi o rasistowski kawał "Czym się różnią Żydzi od Murzynów? Jedni jeździli na obozy a drudzy na kolonie" badum tss
~~~*~~~
Hejka Kociaki <3 Mam nadzieje, że rozdział się podoba! Piszcie w komentarzach co myślicie! I bierzcie udział w ankiecie! Coś z blogspotem mi się dzieje, ale komp był w naprawie więc mam nadzieję, że wszystko będzie ok :) Nie zapomnijcie o komentarzach, które tylko motywują mnie do dalszego pisania! Następny rozdział będzie w piątek 20 mam nadzieję ponieważ wyjeżdżam z mamą 19, ale zrobię wszystko co w mojej mocy by rozdział ten się pojawił. :)
 Trzymajcie się <3
+ DZIĘKUJĘ ZA PONAD 400 WYŚWIETLEŃ KOCHANI JESTEŚCIE <3

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 3- Za dużo myślę...zdecydowanie

  Niall's POV

 Drzwi się zatrzasnęły a ja wróciłem do łóżka zostawiając nie zasunięte żaluzje. W głowie miałem tylko jedną myśl. To była ONA. Nie wierzę w to. Dziewczyna z mojego najgorszego lecz w pewnym stopniu pięknego koszmaru istnieje. Jestem w 100% pewnym, że to ona. O mój Boże. To nie możliwe. A jednak.
Patrzyła na mnie jakby zszokowana. A co jak wzięła mnie za debila, psychopatę albo coś w ten deseń? :ub może za jakiegoś zboczeńca? Ale czemu była zaskoczona? Tego się nigdy nie dowiem.
Dużo o tym tej nocy (jeśli tak mogę powiedzieć) myślałem. Rozważałem każdy możliwy powód jej zaskoczenia, szoku. Nie wiem dlaczego, ale poczułem, że coś mnie do niej w pewien sposób przyciąga i lekkie ukłucie... zazdrości? Nieee. Nie mogę być zazdrosny o kogoś kogo nie znam. Ha! Chociaż czuję inaczej. Ale dobra zapomnę o tym.

*------------------------------------------------------------------------------------*

Usłyszałem dźwięk dzwonka. Kiedy ja w ogóle zasnąłem? Niechętnie podniosłem się z łóżka i zauważyłem, że niebo jest zasłonięte chmurami lecz nie pada (jeszcze). Szybko naciągnąłem na biodra dresowe spodnie i zbiegłem po schodach. Denerwujący odgłos powtórzył się kilka razy przez moją podróż do drzwi. Gdy do nich w końcu dotarłem przekręciłem kluczyk, który (jak jest w naszej "tradycji") zwisał ze swojego miejsca w drzwiach i je otworzyłem. Na progu stała kobieta koło trzydziestki z tacką zapiekanki. Było czuć od niej zapach lawendy. Wygląda jakby miała iść do pracy.
-Yyyy... Dzień dobry.- powiedziałem przeczesując włosy lewą ręką, prawą trzymając na boku drzwi. Uśmiech wpełzł na jej twarz odsłaniając 2 rzędy równych, idealnie białych zębów.
- Dzień dobry chłopcze. Jestem Amanda Luckley i mieszkam naprzeciwko z siostrzenicą.- wskazała głową na dom, w którym schowała się moja No-Name-Girl.- Zauważyłam, że wczoraj przyjechaliście więc przyniosłam naszą tradycyjną zapiekankę powitalną.- wręczyła mi "prezent".
- Dziękuję to miło z pani strony. Rodziców aktualnie chyba nie ma ale w ich imieniu też dziękuję.- wysiliłem się na uprzejmy uśmiech. Chyba mi to wyszło mimo tego, że dopiero co wyrwano mnie z kolejnego już w tak krótkim czasie snu.- Jestem Niall.
- Miło cię poznać Niall. Jak zjecie to proszę jeśli byś mógł przynieść miskę do mnie bo jest bardzo cenna. Byłabym wdzięczna.
- Ależ oczywiście. Jeszcze raz dziękuję.
- Dobrze ja lecę do pracy. Może byś wpadł do nas? Tak myślę jutro bo mam wolne. Wydaje mi się, że jesteś w wieku mojej siostrzenicy.- moje serce przyspieszyło swój naturalny rytm.
- Um... Dobrze.- odparłem z uśmiechem.
- Cudownie. Około 15?
- Okej. Dziękuję za zaproszenie.
- Ależ nie ma za co. Do zobaczenia.
- Do widzenia.- powiedziałem powoli zamykając drzwi biodrem (ręce miałem zajęte zapiekanką). Nie mogłem powstrzymać uśmiechu pchającego się by wykrzywić sobą moje usta. Jest to uśmiech radości, ale także strachu, zaskoczenia i desperackiej potrzeby wsparcia. O mój Boże. Dobra zaraz zacznę o tym myśleć tylko pierw... znajdę kuchnię. Popatrzyłem w lewo. Znajduje się tam szafa na całą ścianę o drzwiach wyłożonych lustrami. Dalej jest jakiś korytarz. Potem to sprawdzę. Po prawej (stojąc twarzą w stronę schodów) jest salon i jakiś barek jak mniemam. To tam. Ruszyłem w tamtą stronę i moim oczom ukazała się kuchnia. Jest ogromna nie ma co. Położyłem zapiekankę na blacie barkowym i poszedłem zobaczyć co jest dalej. Mogłem się domyślić, że jest tam jadalnia do przyjmowania gościna typu jakieś spotkania biznesowe. Przeszedłem przez kolejne drzwi i byłem ponownie w przedpokoju. Ruszyłem w stronę korytarza, który mnie zastanawiał i znalazłem się w pomieszczeniu z kilkoma kanapami, drzwiami na taras (tak samo jak w jadalni) i stołem do bilarda. Po prawej znajdowały się kolejne drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem schody. Zszedłem po nich. Siłownia. Taaa. Mój ojciec urządza ją nam nie wiem ani po co, ale okej. Wróciłem na górę i wszedłem na piętro. Jest tu chyba z 10 drzwi. Podpisane- dzięki Bogu za to. No to po prawej. Na przeciw mojego pokoju jest pusty pokój. Taki jakby zapasowy. Na pewno jest ich tu kilka. Potem jest gabinet ojca, następnie gabinet matki. Pokój wspólny. Nie ich i mój. Tylko ich. Taki biznesowy. Potem służbowa garderoba. Drzwi, które omijam zostawiając je sobie na koniec. Obok mojego pokoju jest także moja garderoba, której drugie wejście znajduje się w środku mojego małego świata. Dalej ogólna łazienka wspólna jakby i dalej obok "tajemniczych drzwi" jest jakby korytarz wgłąb. Jest tam sypialnia rodziców i ich normalna garderoba. Wróciłem do drzwi, które pominąłem. Tabliczka z napisem "Pokój roboczy Nialla" zaintrygowała mnie- nie powiem, że nie. Powoli otworzyłem drzwi i ukazały mi się schody prowadzące na górę. Powoli wszedłem tam i zobaczyłem, że rodzice nawet postarali się umilić mi czas spędzony tu. Całe poddasze moje. I nie zapomnieli o moich książkach! A nawet kupili mi te, które napisałem im na kartce! Nie będzie tak tragicznie. Podekscytowany przechadzałem się po pomieszczeniu jeżdżąc palcem po grzbietach moich nowych nabytków odczytując ich tytuły. Mój ulubiony pokój chyba. Gdy skończyłem go podziwiać usiadłem na kanapie i przypomniało mi się, że jutro odwiedzę dom tej dziewczyny. Prawdopodobnie jest w moim wieku. O kurcze. A co jak mnie rozpozna? Co sobie pomyśli? Potrząsnąłem głową. Za dużo myślę... zdecydowanie. Dobra koniec. Pójdę coś sobie zjeść, podłączę laptopa i zobaczę sobie Supernatural albo poczytam książkę. Odciągnę moje myśli od niej. Od wszystkiego.
Dotarłszy do kuchni ukroiłem sobie kawałek zapiekanki pani Luckley i podgrzałem go w mikrofali. Pachnie niesamowicie. Tak samo smakuje. Niebo. Po zakończonym posiłku resztę schowałem w pełnej (suprajs) lodówce i ruszyłem do siebie obejrzeć kilka odcinków mojego serialu.

~~~*~~~

Przepraszam słoneczka za kolejne już przeciąganie i za jakiekolwiek błędy ;/ Ten rozdział nie jest jakkolwiek stworzony by trzymać w napięciu, ale mam nadzieję, że Wam się podoba. Następny myślę, że będzie bardzo emocjonujący. Piszcie w komentarzach co myślicie! :) Następny rozdział może będzie za tydzień lub do przyszłej środy ponieważ mam dużo pracy w szkole. Wiecie poprawianie i te sprawy a dodatkowo Noc z Harrym Potterem ;o
DZIĘKUJĘ ZA MIŁE KOMENTARZE I PONAD 240 WYŚWIETLEŃ <3 Boże tacy kochani jesteście <3 Pozdrawiam Was <3
+ paczcie co moja Paulinka dla mnie zrobiła *o*


środa, 21 maja 2014

Rozdział 2- Kim ona jest?

  Niall's POV

 Gdy wytarłem moje włosy ubrałem tylko moje bokserki i koszulkę i położyłem się do łóżka w pierw zasłaniając żaluzje. Przez chwilę leżałem rozmyślając o wszystkim. O każdym możliwym przebiegu pierwszego dnia. Jak zwykle gdybałem. Co by było gdybyśmy zostali w Irlandii? Co by było gdyby Peter tu był? Na pewno było by ciężej. Mój brat jest buntownikiem przez co rodzice zrzucili go na margines naszej rodziny. Nie pasuje do nich. A do mnie? Do mnie chyba też. Ale go kocham, w  końcu jesteśmy braćmi i wspieramy się.
 Moje przemyślenia, wizje, itd. zaprowadziły mnie prosto do krainy Morfeusza. Do krainy snu.
 Było to dość dziwne. Śni mi się niesamowita blondynka o szarych oczach, cudownym uśmiechu i pięknych kształtach. Biegnę z nią przez korytarze jakiegoś starego magazynu. No w sumie ona mnie ciągnie odwracając się co chwilę i celując pistoletem nad moim ramieniem. Jej twarz wyrażała tylko i wyłącznie skupienie. Ani cienia strachu, przerażenia czy wahania. Uciekaliśmy tak tymi długimi i krętymi korytarzami aż dotarliśmy do ślepego zaułka. Wtedy w jej oczach pojawiły się te negatywne emocje, które jednak przeważyła determinacja, chęć ratowania nas. Przez cały ten wyścig nikt nic nie mówił, nie krzyczał. Było słychać tylko nasze ciężkie, zmęczone oddechy, szybkie bicia serc i tupot butów po betonowej podłodze. Dopiero teraz zacząłem się zastanawiać co my w ogóle tam robimy? Co się tak właściwie dzieje? Dlaczego ona ma pistolet? Dlaczego uciekamy? Przed czym uciekamy? Czy to już koniec? Gdy zadawałem sobie w myślach te pytania tajemnicza dziewczyna podeszła do każdej ze ścian i zaczęła szukać jakiegoś ukrytego wyjścia. Niestety na marne. W końcu zwróciłem uwagę na jej ubiór. Czarne skórzane spodnie, taka sama jakby z zestawu kurtka, szare nike i niebieska bluzka. Proste blond włosy jakby farbowane na tak jasny odcień, że aż biały (ale nie wiadomo dlaczego miałem pewność, że to naturalny kolor) opadały delikatnie potargane w skutek naszego szaleńczego biegu na jej ramiona.
Nagle zza rogu wyłoniły się 3 postacie. Stały pod światło ale poznałem że to mężczyźni. Nie byle jacy tylko mega napakowani goście. Przywarłem szybko do ściany moimi plecami. Dzieliło nas od nich jakieś 10 metrów. Ten, który stał w środku w ręku trzymał siekierę a dwaj po bokach pistolety. Nie takie jak blondyna. Większe (co w moim mniemaniu świadczy o większej mocy). Zrobili kilka kroków do przodu zmniejszając tym sposobem dystans między nami. Dziewczyna-bez-imienia* przysunęła się do mnie okrywając moje ciało swoim. Co za niedorzeczność. Dziewczyna mnie broni. Jednak nie umiem wysunąć się zza niej by to ją bronić. Strach mnie sparaliżował a to ona ma broń. Bezruch i cisza przerywana tylko przez ciche oddechy oraz przyspieszone bicie serc trwały w nieskończoność. Aż nagle koleś z siekierom rzucił nią w nas z okropnym rykiem. Nieznajoma pociągnęła mnie szybko w lewo a przedmiot wbił się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą była moja głowa. Nim się spostrzegłem Ona już strzelała z broni w stronę obcych mężczyzn. Gość, który prawie mnie zabił leżał teraz na ziemi z krwawą dziurą pośrodku czoła. Facet po prawej gdy zdał sobie z tego sprawę zaczął uciekać ale pocisk dopadł i jego w następstwie czego i on leżał na betonie jak długi. Ostatni z nich stał chwilę z wycelowanym w nas trzęsącym się pistoletem jakby zastanawiał się co zrobić. Ona nie opuszczała swojej broni. Zdała się wyznawać zasadę "Póki Ty nie zaatakujesz ja też tego nie zrobię.". Nagle jego twarz stężała i zauważyłem palec lekko ściskający spust. Moja obrończyni też to zauważyła i bez wahania powtórzyła jego ruch. On dołącza do swoich kolegów na podłożu. Poczułem jak ciało dziewczyny lekko pochyla się na moje i delikatnie się osuwa. Szybko ją chwyciłem i położyłem na zimnym betonie klękając obok jedną ręką trzymając jej głowę a drugą ściskając rękę, którą trzymała miejsce poniżej klatki piersiowej. Postrzelił ją. Jej puste oczy skupiły się na moich. Chciałem coś powiedzieć ale nie potrafiłem. Poczułem coś ciepłego na ręce i mój wzrok napotkał szkarłatną ciecz wydobywającą się spomiędzy naszych palców.Znowu podniosłem wzrok na jej anielską twarz. Uśmiechnęła się blado i otworzyła usta by coś powiedzieć, ale wydobyło się z nich tylko ciche "Ko..." i wtedy jej oczy stały się zupełnie martwe. Umarła. Nie żyła. A ja nawet nie wiedziałem kim jest.
 I  w tym momencie się obudziłem. Ale "piękny" sen. Patrzę na zegarek telefonu wskazujący godzinę 3:59. Czy można zakochać się w dziewczynie ze snu? W dziewczynie, której się nigdy nie spotkało? W dziewczynie, która wcale nie istnieje? Te pytania zmusiły mnie do głębokiego rozmyślania.
Leżałem tak może z godzinę gdy usłyszałem dźwięk silnika, muzykę i głośne jak mniemam kobiece śmiechy. Podszedłem do okna, podniosłem żaluzje i moim oczom ukazał się oświetlony przez srebrzysty blask księżyca i lampy uliczne czarny mustang z niebieskimi felgami. Cudo. Stał przed domem, który wcześniej zwrócił moją uwagę.drzwi od strony pasażera otworzyły się i z samochodu wychyliła się głowa z cudnymi blond lokami jakby farbowanymi prawie na biało, ale miałem jakieś przeczucie, że kolor ten jest w 100% naturalny. Mogłem dostrzec, że jest ubrana w krótką, obcisłą czerwoną sukienkę i jeansowy żakiet. Gdy przeszłą kilka kroków w stronę budynku ukazały mi się jej piękne nogi odziane w czarne kabaretki i zwykła szpilki w takim samym kolorze. Za nią wyszedł chłopak w szarych butach, granatowych spodniach, białej bluzce i skórzanej kurtce. Powiedział coś do wnętrza pojazdu z uśmiechem i zatrzasnął drzwi. Auto odjechało. Chłopak objął dziewczynę ramieniem i oboje ruszyli w kierunku domu. Światła elewacyjne rozbłysnęły działając na ruch. Ona zaczęła grzebać w swojej torebce gdy on ją całował. Gdy wyciągnęła klucze i otworzyła drzwi wepchnęła go do środka. Nagle odwróciła się z uśmiechem by zobaczyć czy ktoś nie patrzy i jej wzrok padł na mnie. Od razu uśmiech zszedł z jej twarzy. Trwaliśmy tak chwilę patrząc się zaskoczeni w swoje twarze gdy chłopak, którego wcześniej wepchnęła do domu wciągnął ją do środka. Drzwi się zatrzasnęły a ja wróciłem do łóżka zostawiając nie zasunięte żaluzje. W głowie miałem tylko jedną myśl. To była ONA.

*no-name-girl - chodzi o dość popularny zwrot w języku angielski oznaczający inaczej "dziewczynę bez imienia" lub "nieznajomą"



~~~*~~~
Na samym wstępie pragnę przeprosić za nie dodanie tego rozdziału wcześniej, ale niestety mój wyjazd przedłużył się z powodu awarii samochodu ;/ Dziękuję za cierpliwość i wyrozumiałość :) Mam nadzieję, że Wam się rozdział spodoba! Napiszcie w komentarzach co myślicie :) Jeśli chcielibyście być informowani to zostawcie swoje twittery pod tym postem :) Następny rozdział mam nadzieję pojawi się do przyszłej soboty. Trzymajcie się <3

czwartek, 15 maja 2014

Ważne!!

Opublikowanie rozdziału 2 jest przeniesione na niedzielę z powodu broku internetu! Przepraszam, ale niestety ode mnie to nie zależy ;/ Pozdro misie <3 + liczę na komentarze pod rozdziałem pierwszym :)

wtorek, 13 maja 2014

Rozdzial 1- Czas pokaże czy miałem rację

Niall's POV

   Nie chcę tam jechać. Jestem wściekły. Dlaczego Peter mógł zostać? Ach no tak- jest dorosły. To nie fair. W sensie, że ta przeprowadzka. Po co ja mam tu być? To ich firma. Nie moja. Ja mam to gdzieś. A oni mają gdzieś moje zdanie. No tak. Jak zwykle.
  Aktualnie wjeżdżamy na prom, który przetransportuje nas na wyspy brytyjskie. Jest godzina 7 rano. Super. Całą drogę siedzę z tyłu samochodu słuchając muzyki przez słuchawki. Właśnie usłyszałem ostatnie słowa "Wonderwall'a" Oasis'a gdy pojazd się zatrzymał a mój ojciec się odwrócił chcąc ze mną porozmawiać. Jego oczy spoczęły na moich wpatrując się w nie wyczekująco więc niechętnie zdjąłem słuchawki i zatrzymałem kontynuującą się automatycznie playlistę nazwaną (dość kreatywnie) "My favs".
- Niall. Wszystko w porządku?
Ah to teraz nagle zaczyna go obchodzić jak się czuję. Troszkę za późno.
- Tak a miało by nie być?- wymuszam uprzejmy uśmiech. Mimo mojej wściekłości nigdy nie odezwę się źle do ludzi, którzy dali mi życie. Nie tak mnie wychowano.
- Całą drogę siedzisz tak cicho. Martwimy się...- wtrąciła się mama. No tak. Martwią się a dokładnie wiedzą, że źle znoszę dłuższe podróże.
- Przecież wiesz, że podczas jazdy wolę się zdrzemnąć lub posłuchać muzyki.
- Tak, ta twoja choroba lokomocyjna.
- Bardziej nam chodzi o to jak się czujesz opuszczając Irlandię...
- Nawet okej. Przyda się zmiana otoczenia.- Z całych sił pragnąłem by zabrzmiało to dość obojętnie. Stresuję się. I to bardzo. Nowi ludzie, nowa szkoła. Wszystko nowe. Trzeba zrobić dobre wrażenie. A co jeśli zawalę pierwszy dzień? Co jeśli coś pójdzie nie tak i będę miał w szkole piekło? Jak będą się ze mnie nabijać? Muszę odgonić od siebie te myśli. "Never stop believing...". Nigdy nie mogę przestać wierzyć, że będzie dobrze. Bo kiedyś w końcu będzie.
Ojciec posłał mi swój "firmowy przyjazny uśmiech". Odwzajemniłem to.
- Idziesz się z nami przejść po pokładzie? Może chcesz iść do łazienki? Będziemy płynęli ok. 3 godzin.
- Nie. Posiedzę tu na razie. Jakbym coś chciał to was znajdę.
Ojciec podał mi kluczyki i wraz z matką opuścili samochód lekko zatrzaskując drzwi. Zamknąłem drzwiczki pilocikiem i ponownie założyłem słuchawki by oddać się kojącym dźwiękom "A drop in the ocean".
  Zamknąłem oczy oddając się w całości mym myślom i słowom piosenki. Co będzie się działo za tydzień? Bo tyle zostało do końca wakacji. Uważam, że mieszkanie w UK będzie totalną katastrofą. Ale kto to wie... Czas pokaże czy miałem rację. Ale w sumie może nie będzie tak źle. Może nie trafię na jakąś mafię. Ha! To by była akcja. Dobra. Koniec głupich myśli. Po prostu oddam się temu co kocham najbardziej...muzyce.
  Nagle usłyszałem głośne pukanie w szybę, o którą opierałem głowę. Playlista musiała się skończyć a ja najwyraźniej zasnąłem. Powoli otworzyłem oczy i ściągnąłem słuchawki. Zacząłem przeszukiwać ręką tylne siedzenie naszego Range Rover'a w poszukiwaniu kluczyków aż w końcu je znalazłem. Odblokowałem drzwi i podałem (kluczyki) je bez słowa ojcu.
- Za 10 minut znowu będziemy jechać po asfalcie.- odezwała się mama.
- Mhm.- tylko tyle mogłem z siebie wydusić zanim znowu odpłynąłem do krainy Morfeusza.
  Gdy ponownie się obudziłem była 15 i właśnie wjechaliśmy na podjazd jakiegoś domu. Zdjąłem słuchawki i odłożyłem je na bok odłączając je jednocześnie od telefonu.
- Niall. Oto nasz nowy dom.
No niezły, ale mniejszy od mojego poprzedniego. O wiele mniejszy. Eh...przeżyję. Nie żebym był jakimś materialistą. Broń mnie od tego Boże.
- Choć do środka. Wszystko już tam jest.
Wysiadając z auta zabrałem mój plecak i słuchawki. Idąc w stronę domu rozejrzałem się trochę po okolicy. Moją uwagę przykuł dom znajdujący się dokładnie na przeciw mojego.
   Wszedłem do środka ale zbytnio się nie rozglądałem. Zrobię to jutro. Mimo przespanych kilku godzin drogi jestem wykończony.
- Gdzie jest mój pokój?- zapytałem się mamy.
- Trzecie drzwi po lewej.- posłała mi słaby uśmiech. Odpowiedziałem jej cichym "dziękuję" i wszedłem po schodach na górę. Na nic nie zwracałem uwagi póki nie doszedłem do końca korytarza i nie zauważyłem drzwi z moim imieniem. Mój pokój jest... niezły. W moich ulubionych kolorach. Udało im się. Jutro pozwiedzam cały dom. Teraz tylko wezmę prysznic i się położę. Po prawej znajdują się drzwi do łazienki i obok do garderoby. Szybko zmywam z siebie pot i zmęczenie ponieważ w samochodzie musiało być gorąco.
  Gdy wytarłem moje włosy ubrałem tylko moje bokserki i koszulkę i położyłem się do łóżka w pierw zasłaniając żaluzje.

~~~*~~~
 Tum dum dum! Oto pierwszy rozdział! (jaki stres ;o ) :D Osobiście jestem z niego nawet zadowolona. Napiszcie w komentarzu co myślicie! Mam nadzieję, że się Wam podoba.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy. Jest on dość krótki, ponieważ są to tylko takie przemyślenia Nialla :)
Następny rozdział prawdopodobnie będzie w piątek :)
Trzymajcie się <3

poniedziałek, 5 maja 2014

Prolog

Chciałabym opowiedzieć Wam pewną historię. O chłopaku  i dziewczynie oraz ich mniej ważnych aczkolwiek istotnych przyjaciołach.
Niall- typowy grzeczny chłopiec z dobrego domu pewnego dnia przeprowadza się na przedmieścia niewielkiego miasteczka. Zaczyna chodzić do publicznej szkoły, spotyka nowych znajomych, o których wcześniej wspomniałam. W pierwszy dzień na korytarzu zauważa dziewczynę.  Kate jest niezwykłą osobą, mroczną, niebezpieczną, odważną.
Gdy dochodzi do pierwszej konfrontacji nikt nie jest świadom jaki krąg zdarzeń będzie miał miejsce w niedalekiej przyszłości. Zaczynają swoja dość skomplikowana znajomość. Kate pokazuje mu swój świat. Swat imprez, alkoholu, narkotyków, broni. Ogólnie... swój prywatny, nieodgadniony świat. Przypadkiem chłopak odkrywa prawdę o jej życiu... o niej. Jest zszokowany, ale postanawia jej pomoc w jej problemach. Gdy już zdobyli swoje zaufanie Niall wpada na pomysł by zagrali w grę. Ona się zgadza. I tak się zaczynają problemy, kłótnie. Wszystko. Choć nie wszystko przez to. Większość przez jej przeszłość. Chcesz wiedzieć więcej? Chcesz poznać ich losy? Chcesz wiedzieć kto przegra grę? Kto się pierwszy zakocha? Czy było możliwe zatrzymać bieg wypadków? Czy można było nie doprowadzić do pewnych sytuacji? Może się tego dowiemy.

niedziela, 4 maja 2014

Wstęp

Witam Was kochani bardzo gorąco!. Będzie to blog z opowiadaniem mojego autorstwa. O kim? Tego się dowiecie za ok 2-4 dni gdy dodam "Prolog" oraz zakładkę bohaterów :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba! Papa! <3