playlist

czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział 4- To ON.

Kate's POV



Kolejna impreza. Rok szkolny coraz bliżej więc będzie mniej czasu na to. Tak. W pierwszy piątek od razu po rozpoczęciu ostatnia z naszej "Serii Party Hard" odbędzie się u mnie. Ciocia nic nie wie. I się nie dowie aż do niedzieli lub poniedziałku. Zależy.
Kim jestem? Kate Hope. Nienawidzę swojego pełnego imienia. Nazwisko mam po mamie. Te należące do mojego "ojca" wywołuje u mnie odrazę. Mam 15 lat i mieszkam na przedmieściach małego miasta znajdującego się ok 1,5 godziny drogi od Londynu.
Aktualnie rezyduję w domu siostry mojej mamy- Amandy Luckley. Ledwie z nią rozmawiam. Wymieniamy tylko konieczne uprzejmości typu "Cześć", "Ok", "Nie, dziękuję". Nawet mi się to podoba. Czasami czepia mnie się o imprezy, fajki i wgl. Ale mnie to nie rusza. Hah.
A Styles i Alice? Harry Styles i Alice McKey. To moi przyjaciele. Nie jedyni, ale tylko o nich było wspomniane.
Z Harrym przyjaźnię się od zawsze. Gdy go potrzebuję pojawia się zanim nawet mu napiszę czy odpiszę.
Alice znam od 5 klasy gdy się tu przeprowadziła. Najpierw nasze kontakty były bardzo oschłe, ale potem się to zmieniło.
Hazz mieszka 3 przecznice dalej, a Ali na drugim końcu miasta. Reszta naszej paczki mieszka obok Alice. W sumie nawet fajnie.
Um... Powracając do rzeczywistości. Harry będzie za godzinę. Z Louisem? Po co z nim? No fakt, że Pan S nie ma prawka, ale po co Lou ma jechać przez całe miasto żeby nas podwieść?To jest Lou- tego nie ogarniesz.
Więc idę do łazienki ogarnąć się trochę. Umyję sobie włosy moim szamponem miętowo-migdałowym i wezmę prysznic. O tak. Wysuszyłam moje blond włoski i postanowiłam później potraktować je lekko lokówką.
Gdy już po 20 minutach jestem gotowa stanęłam przed szafą. Praktyczmie od razu wiedziałam co ubiorę. (http://www.polyvore.com/cgi/set?id=124568700&.locale=pl) Dzisiaj nie będę się ani starała robić szału dobranym strojem i wgl. Nie mam humoru.
Zrobiłam sobie makijaż oraz zakręciłam delikatnie włosy jak to miałam zaplanowane i byłam gotowa. Akurat na 5 minut przed czasem. Ha!
Korzystając z mojego "czasu wolnego" udałam się do mojej małej pokojowej "kuchni" i napiłam się wody oraz zażyłam tabletkę "na kaca". Taki mały sposobik na mocniejszą głowę. 
Gdy akurat ruszyłam na dół w stronę drzwi usłyszałam klakson. Kate- mistrzyni wyczucia czasu. Oh yeah.
Zobaczyłam przez okno, że czarny mustang Louisa stoi przy chodniku przed moim domem a pewien lokaty młodzieniec opiera się o jego maskę z uśmiechem patrząc się w okno, przez które akurat wyglądałam. Wyglądał niesamowicie. Takie... WOW. Nie żebym coś do niego czuła. Jest dla mnie jak brat. Ale no nie powiem. Przystojny to on jest.
Już miałam otwierać drzwi gdy dobiegł do mnie głos mojej cioci.
- Kate? Gdzie się wybierasz?-ciocia wyłoniła się z kuchni w swoim fartuchu ubabranym mąką.
- Nie ważne.- powiedziałam lekko zdenerwowana i dopiero teraz poczułam zapach tradycyjnej zapiekanki.
- Nie takim tonem! Odpowiedz normalnie jak cię pytam.
- Do Alice ciociu.- odpowiedziałam sztucznie miłym głosem. - Ktoś się tu przyprowadza?
Ciocia nigdy nie piekła tej zapiekanki jeśli ktoś nie przyprowadzał się na naszą ulicę. Zawsze robiła 2 porcje. Jedna dla nas a druga dla "nowych". Witała ich sama ponieważ ja do takich spraw po prostu się nie nadaję. Nikt tu się nie wprowadził od 2 lat dlatego ciekawi mnie to kto jest na tyle odważny by tu mieszkać.
- Lepiej. Tak. Na przeciwko. Niejacy Horanowie. On ponoć jest tym słynnym inwestorem a ona ma firmę prawniczą. Kim powiedziała, że mają syna. - ostatnie zdanie Amanda wypowiedziała swoim "specjalnym" tonem.
- Fajnie. Ja idę.
- Czekaj!
- Co jeszcze?!- ponownie usłyszałam dźwięk klaksonu. - Jakby mi się spieszy no... 
- Pójdziesz ze mną ich przywitać? Dzisiaj przyjeżdżają, wieczorem podobno, więc jutro im to zaniosę.
- Nie dzięki. To wszystko?
- O której będziesz?
-Nie wiem. Pa.
I wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi. W drodze do samochodu sprawdziłam jeszcze czy mam klucz w kieszeni. Upewniwszy się, że to ten podniosłam wzrok i napotkałam rozbawione oczy Harry'ego.
- No siema piękna.- jego zachrypnięty głos witał mnie za każdym razem tymi samymi słowami. Chyba, że był środek nocy i coś się działo.
- No siema piękny.- przywitałam się z nim pocałunkiem w policzek. Mimo wysokich szpilek i tak byłam od niego niższa.
- Zajebiście wyglądasz kochanie.- wyszeptał w moje włosy gdy trwaliśmy chwilę w uścisku.- Jak zawsze zresztą.
- Dziękuję Hazz. To samo mogę powiedzieć o tobie. Ale masz cool bluzkę! Skąd ją wziąłeś?- powiedziałam odsuwając się od niego i rozciągając delikatnie materiał koszulki wyprostowanymi rękami w geście przyglądania się jej, podziwiania i ciekawości. Styles zaśmiał się widocznie rozbawiony.
- A od mojej kochanej...
- Jedziecie czy nie?- odezwał się Lou lekko poirytowany, ale i rozbawiony.- Mamy przecież pomóc Alice w przygotowaniach no.
- Oczywiście Panie T.- powiedziałam wchodząc na tył pojazdu i witając się z Louisem buziakiem w policzek. Harry popatrzył na mnie z zabawnym wyrazem twarzy po czym wsiadł do samochodu. Umiejscowił się obok kierowcy a ja przerzuciłam ręce nad jego ramionami splątując je ze sobą na jego klatce piersiowe i opierając brodę na ramieniu.
Przez całą 20 minutową podróż przez miasto rozmawialiśmy o nadchodzącej imprezie, początku roku i naszych planach.
- Miałaś jakieś zamówienia? - mimo że Harry nie powiedział na co ja wiedziałam. W samochodzie nagle zapanowała poważna atmosfera tak różniąca się od tej sprzed 10 sekund.
- Tak. Jutro ma być nowa dostawa to te 10 moich zleceń wykonam.- odpowiedziałam.
- To przylecą te chińskie czy koreańskie? - dopytywał Louis.
- Amerykańskie i Kanadyjskie.
- CO?!- powiedzieli jednocześnie, ale nikt się nie zaśmiał.
- Przecież je tak trudno załatwić!
- I są cholernie drogie!
- Ale te załatwiłam. Klient nasz pan a on dał tyle hajsu, że starczyło by na jeszcze 2 partie. Powiedział, że reszta jest dla nas a jeśli jeszcze robotę za niego wykonamy to zapłaci drugie tyle co teraz dał.
- A to nówki będą?
- Tak. Prosto od producenta. Wzięłam jeszcze dla nas z tego hajsu. W dodatku jeszcze zostało to dam za załatwienie tego i transport.
Przed Louisem muszę ukrywać, że zostanie jeszcze trochę kasy. On wpadłby w szał, nie wiadomo co byłby w stanie tym razem zrobić. Harry natomiast nie był taki. To z nim mam w planie podzielić się hajsem. Reszta dostanie za akcję.
- Ty sobie żartujesz!- nie dowierzał Styles.
-Nie, Harry. Nie żartuję.
- Dlaczego nam nic nie powiedziałaś?- zapytał lekko urażony Tomlinson.
- Bo nic nie było pewne. Wiecie jak ze mną jest. Jeszcze wam naobiecuję a będzie z tego klapa.
- A to co wzięli?- chciał wiedzieć Harry, ale akurat wjechaliśmy na posesję Alice.
- Później pogadamy Hazz.- puściłam go. Louis postawił samochód na naszym tradycyjnym miejscu- pod płotem obok bramy. Wysiadamy.- No to czas się bawić!
Alice wybiegła nam na przeciw.  Automatycznie ruszyłam w jej stronę by rzucić jej się w ramiona. Obie cicho się roześmiałyśmy.
-Hej.- powiedziałyśmy w tym samym czasie co wywołało lekko głośniejszy odgłos radości, rozbawienia. Trwałyśmy chwilę w swych objęciach, aż Alice nie poluźniła swego uścisku. Następnie przywitała się z Louisem i Harrym. Ten drugi cały czas patrzył mi centralnie w oczy. Pewnie coś podejrzewa.
- Fajnie, że już jesteście. Charlotte, Destiny, Jimmy, Chris i Alex już przygotowują stoły w ogrodzie i meble wynoszą do tego pokoju co zawsze. To skoczcie im pomóc.- tu zwróciła się do Lou i Hazzy.- A Kate mi pomoże z drinkami i wgl.
- Okej.- zatwierdził jej polecenia Louis. Tak więc w ten sposób się rozdzieliliśmy. Przechodząc przez salon, w którym znajdował się tylko stolik z przekąskami i kilkanaście plastikowych kubków oraz mały stoliczek z laptopem i głośniki. W kuchni zastałam jeszcze więcej plastikowych kubków i misek z chipsami.
-Cały sklep okradłaś?!- zapytałam Ali. Nigdy jeszcze nie wzięła tego aż tyle.
- Nie! Kupiłam to lol.- odpowiedziała mi panna McKey.
-Yhm. Ta jasne. Po co tyle tego?
- Bo przyjadą jeszcze moi kuzyni z Ameryki i znajomi z Londynu. Wiesz... Dawno się nie widzieliśmy, a ja im obiecałam, że ich zaproszę na grube party hard.
- Lol mi cię. Ok. To teraz tylko butelki powyciągać?
- Tak. Daj je tm gdzie zawsze.
- Nasz Ninja Alko Schowek?
- A jakżeby inaczej.
Oboje wybuchłyśmy gromkim śmiechem. Po jakichś 30 minutach kuchnia była gotowa dlatego ruszyłyśmy na górę. Posprzątałyśmy pokój Ali, łazienkę, zamknęłyśmy pokoje jej rodziców i to wszystko zajęło nam godzinę ponieważ jak zwykle tzw. głupawka przyszła w tak nieodpowiednim czasie gdy roboty było za dużo. Ostatnie pół godziny spędziłyśmy na sprawdzaniu wszystkiego i chowaniu szklanych rzeczy, ponieważ na ostatniej imprezie jakiś koleś wylądował na szklanym wazonie i musiał jechać na szycie. Bywa. Jakby to się stało tutaj Alice na pewno spaliła by się ze wstydu i stresu oraz przerażenia.
 Tak więc wszystko było gotowe akurat jak przyjechali kuzyni Ali z Ameryki. Przywitałam się z nimi oraz z Lottie, Dest, Jimmym, Chrisem i Alexem. Jim włączył muzykę. Nie za głośnio. I zaczęliśmy pić. Ja oczywiście polewałam drinki.
Z czasem ludzi przybywało, co skutkowało szybszym opróżnianiem się butelek. Muzyka dudniła już na całego gdy koło 10 ruszyłam z moim drinkiem przez tłum ludzi by usiąść sobie na dworze, zaczerpnąć świeżego powietrza. Jak przepychałam się przez tłum coś szarpnęło moją wolną rękę do tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam twarz Harry'ego. Po jego oczach widziałam, że nie był jeszcze wstawiony. Czekał. Chciał ze mną jak najszybciej porozmawiać. Wiedziałam to.
Gdy spojrzałam na niego na jego twarzy rozkwitł uśmiech. Pochylił się nad moim uchem i powiedział na tyle głośno, że usłyszałam go mimo muzyki:
- Zatańczymy ślicznotko?
Przygryzłam wargę delikatnie unosząc kąciki moich ust i potakując głową.  Hazz pociągnął mnie na środek naszego "parkietu' i objął rękami w biodrach a ja moje skrzyżowałam na tyle jego karku. Tańczyliśmy chwilę w rytm piosenki póki ta po dosłownie 2 minutach nie została wyłączona. Ponad zawiedzionym jękiem można było usłyszeć głos Alice krzyczącej:
- KTO CHCE GRAĆ W PIJANEGO PING-PONGA IDZIE NA TARAS!- i muzyka ponownie rozbrzmiała.
Chyba prawie wszyscy wypchnęli się na taras by popatrzeć jak nasz paczka kaleczy w to i się upija.
- Ja gram z tobą.- powiedziałam do Harry'ego.
- Przegrasz misiu.- odpowiedział wydymając usta w dziobek. Powtórzyłam jego gest mówiąc:
- No chyba ty.
Oboje się zaśmialiśmy i Harry zaczął torować nam drogę do stołu. Powietrze zadziałało na mnie orzeźwiająco i lekko mnie otrzeźwiło.
Gdy dotarliśmy już do wyznaczonego nam miejsca właśnie Charlotte przegrywała z Charliem. Typowe! Podbiegła do nas lekko wstawiona Ali. Harry krzyknął:
-Sunąć się kurwa! Dwa metry!
Wszyscy posłusznie zrobili kilka kroków w tył. Alice zapytała czy gramy.
- Ha! No pewnie! Możemy od razu po nich?
- Jasne! Tylko znowu nie rzygnij!
- Nie rzygnęłam! To był tylko odruch wymiotny no!
- Taa jasne...
I w tym momencie gdy Hazz dostał moim łokciem w brzuch Charlotte padła na ziemię co oznaczało, że Charlie wygrał.
- Teraz my!- krzyknęłam.
- Weeee!- Harry zrobił tą swoją typową dla takich momentów ironiczną minę, która świadczyła tylko o naszym dziecinnym podejściu do tego.
Więc rozpoczęliśmy grę i nie powiem, szło mi nieźle. Ostatecznie to ja wygrałam co spotkało się z gromkimi brawami i obrażoną miną Harolda. Uwielbiam jak się na mnie złości. Wygląda wtedy jak dziecko, któremu się zabrało lizaka.Podbiegłam do niego niczym nimfa i wskoczyłam na niego oplątując nogi dookoła jego bioder a ręce ponownie z tyłu jego szyi. Przytuliłam się do niego mocno, śmiejąc się cicho gdy on odwzajemnił mój uścisk. Przeniósł mnie na koniec ogrodu do ukrytej za drzewami altanki i posadził mnie na ziemi twarzą w stronę domu. Sam usiadł obok mnie i objął ramieniem. Oparłam głowę o jego klatkę i zdjęłam moje obcasy bo nogi mi już odpadały.
- I jak się bawi moja księżniczka?- zapytał po kilku minutach milczenia.
- Zajebiście mój książę. A ty?
- Także. Będziemy musieli zaraz jechać.
- Taa... Wiem. Starczy, że sama złapię busa albo coś.
- Nie. Nie puszczę cię busem, w takim stanie i w dodatku w środku nocy.
No tak. Już prawie północ. Muszę wytrzymać chociaż do 2 i to w dodatku na trzeźwo. Dam radę no!
- Chcesz jutro jechać ze mną?- zapytałam. Wiem, że chce.
- Po sprzęt?- pokiwałam głową.- Oczywiście.- powiedział całując czubek mojej głowy
- Wiesz, że zostało. Co nie?- musiałam o to także zapytać.
- Tak. Ale porozmawiajmy o tym u ciebie bo ktoś jeszcze usłyszy. Są pijani, ale przezorny zawsze ostrożny.- spojrzałam mu w oczy.
- Nie poznaję ciebie Styles. Pierw przegrałeś a teraz mówisz o ostrożności! No nie wierzę!
Nagle usłyszeliśmy kroki. Odwróciliśmy się w stronę, z której dobiegał ich dźwięk i zobaczyliśmy Lilian- dziewczynę Louisa. Ona nie wiedziała o niczym. Biedna nieświadoma dziewczynka. Była znowu naszym kierowcą.
- Czekam tylko aż będziecie razem.- powiedziała na przywitaniu z uśmiechem na twarzy siadając obok mnie.
- Nie będziemy.- powiedzieliśmy równocześnie z Harrym co wywołało lekki uśmiech na mojej twarzy.
- Ja z Lou też tak gadaliśmy. A teraz co? Będzie przeszło rok już.- mówię. Nieświadoma jest.
- Taaa.- powiedział Harry.
Rozmawialiśmy z nią chyba z trzy godziny bo gdy zakończyliśmy naszą konwersację o markach papierosów, alkoholi itp. goście praktycznie się zmyli.
- Chodźcie ogarniemy trochę żeby Alice miała mniej roboty.
I tak oto przez 10 minut sprzątaliśmy kubki. Po tym czasie przestaliśmy bo po prostu nie mieliśmy sił. Dlatego taż zapakowaliśmy Louisa do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu. Lilian mieszkała 5 domów obok Harry'ego dlatego braliśmy Lou żeby u niej nocował. Tomlinson był pijany, ale nie aż tak by spać dlatego przez całą drogę opowiadał suchary o Żydach, Murzynach i wgl. Po 30 minutach męczącej drogi zajechaliśmy pod mój dom. Wysiadłam i poczekałam na Harry'ego, który żegnał się z Lil i Lou. Ruszyliśmy w stronę mojego domu a ja wyciągnęłam z kieszeni klucze śmiejąc się jeszcze z kawału Harry'ego o koloniach i obozach*. Gdy Styles wszedł do środka coś podkusiło mnie by zobaczyć dom, do którego mieli się wprowadzić nowi sąsiedzi. Spojrzałam tam nadal rozbawiona i nagle mina mi zrzedła. Zobaczyłam chłopaka w oknie. Blondyna. I mimo dużej odległości wiedziałam. To ON.

* chodzi o rasistowski kawał "Czym się różnią Żydzi od Murzynów? Jedni jeździli na obozy a drudzy na kolonie" badum tss
~~~*~~~
Hejka Kociaki <3 Mam nadzieje, że rozdział się podoba! Piszcie w komentarzach co myślicie! I bierzcie udział w ankiecie! Coś z blogspotem mi się dzieje, ale komp był w naprawie więc mam nadzieję, że wszystko będzie ok :) Nie zapomnijcie o komentarzach, które tylko motywują mnie do dalszego pisania! Następny rozdział będzie w piątek 20 mam nadzieję ponieważ wyjeżdżam z mamą 19, ale zrobię wszystko co w mojej mocy by rozdział ten się pojawił. :)
 Trzymajcie się <3
+ DZIĘKUJĘ ZA PONAD 400 WYŚWIETLEŃ KOCHANI JESTEŚCIE <3

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 3- Za dużo myślę...zdecydowanie

  Niall's POV

 Drzwi się zatrzasnęły a ja wróciłem do łóżka zostawiając nie zasunięte żaluzje. W głowie miałem tylko jedną myśl. To była ONA. Nie wierzę w to. Dziewczyna z mojego najgorszego lecz w pewnym stopniu pięknego koszmaru istnieje. Jestem w 100% pewnym, że to ona. O mój Boże. To nie możliwe. A jednak.
Patrzyła na mnie jakby zszokowana. A co jak wzięła mnie za debila, psychopatę albo coś w ten deseń? :ub może za jakiegoś zboczeńca? Ale czemu była zaskoczona? Tego się nigdy nie dowiem.
Dużo o tym tej nocy (jeśli tak mogę powiedzieć) myślałem. Rozważałem każdy możliwy powód jej zaskoczenia, szoku. Nie wiem dlaczego, ale poczułem, że coś mnie do niej w pewien sposób przyciąga i lekkie ukłucie... zazdrości? Nieee. Nie mogę być zazdrosny o kogoś kogo nie znam. Ha! Chociaż czuję inaczej. Ale dobra zapomnę o tym.

*------------------------------------------------------------------------------------*

Usłyszałem dźwięk dzwonka. Kiedy ja w ogóle zasnąłem? Niechętnie podniosłem się z łóżka i zauważyłem, że niebo jest zasłonięte chmurami lecz nie pada (jeszcze). Szybko naciągnąłem na biodra dresowe spodnie i zbiegłem po schodach. Denerwujący odgłos powtórzył się kilka razy przez moją podróż do drzwi. Gdy do nich w końcu dotarłem przekręciłem kluczyk, który (jak jest w naszej "tradycji") zwisał ze swojego miejsca w drzwiach i je otworzyłem. Na progu stała kobieta koło trzydziestki z tacką zapiekanki. Było czuć od niej zapach lawendy. Wygląda jakby miała iść do pracy.
-Yyyy... Dzień dobry.- powiedziałem przeczesując włosy lewą ręką, prawą trzymając na boku drzwi. Uśmiech wpełzł na jej twarz odsłaniając 2 rzędy równych, idealnie białych zębów.
- Dzień dobry chłopcze. Jestem Amanda Luckley i mieszkam naprzeciwko z siostrzenicą.- wskazała głową na dom, w którym schowała się moja No-Name-Girl.- Zauważyłam, że wczoraj przyjechaliście więc przyniosłam naszą tradycyjną zapiekankę powitalną.- wręczyła mi "prezent".
- Dziękuję to miło z pani strony. Rodziców aktualnie chyba nie ma ale w ich imieniu też dziękuję.- wysiliłem się na uprzejmy uśmiech. Chyba mi to wyszło mimo tego, że dopiero co wyrwano mnie z kolejnego już w tak krótkim czasie snu.- Jestem Niall.
- Miło cię poznać Niall. Jak zjecie to proszę jeśli byś mógł przynieść miskę do mnie bo jest bardzo cenna. Byłabym wdzięczna.
- Ależ oczywiście. Jeszcze raz dziękuję.
- Dobrze ja lecę do pracy. Może byś wpadł do nas? Tak myślę jutro bo mam wolne. Wydaje mi się, że jesteś w wieku mojej siostrzenicy.- moje serce przyspieszyło swój naturalny rytm.
- Um... Dobrze.- odparłem z uśmiechem.
- Cudownie. Około 15?
- Okej. Dziękuję za zaproszenie.
- Ależ nie ma za co. Do zobaczenia.
- Do widzenia.- powiedziałem powoli zamykając drzwi biodrem (ręce miałem zajęte zapiekanką). Nie mogłem powstrzymać uśmiechu pchającego się by wykrzywić sobą moje usta. Jest to uśmiech radości, ale także strachu, zaskoczenia i desperackiej potrzeby wsparcia. O mój Boże. Dobra zaraz zacznę o tym myśleć tylko pierw... znajdę kuchnię. Popatrzyłem w lewo. Znajduje się tam szafa na całą ścianę o drzwiach wyłożonych lustrami. Dalej jest jakiś korytarz. Potem to sprawdzę. Po prawej (stojąc twarzą w stronę schodów) jest salon i jakiś barek jak mniemam. To tam. Ruszyłem w tamtą stronę i moim oczom ukazała się kuchnia. Jest ogromna nie ma co. Położyłem zapiekankę na blacie barkowym i poszedłem zobaczyć co jest dalej. Mogłem się domyślić, że jest tam jadalnia do przyjmowania gościna typu jakieś spotkania biznesowe. Przeszedłem przez kolejne drzwi i byłem ponownie w przedpokoju. Ruszyłem w stronę korytarza, który mnie zastanawiał i znalazłem się w pomieszczeniu z kilkoma kanapami, drzwiami na taras (tak samo jak w jadalni) i stołem do bilarda. Po prawej znajdowały się kolejne drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem schody. Zszedłem po nich. Siłownia. Taaa. Mój ojciec urządza ją nam nie wiem ani po co, ale okej. Wróciłem na górę i wszedłem na piętro. Jest tu chyba z 10 drzwi. Podpisane- dzięki Bogu za to. No to po prawej. Na przeciw mojego pokoju jest pusty pokój. Taki jakby zapasowy. Na pewno jest ich tu kilka. Potem jest gabinet ojca, następnie gabinet matki. Pokój wspólny. Nie ich i mój. Tylko ich. Taki biznesowy. Potem służbowa garderoba. Drzwi, które omijam zostawiając je sobie na koniec. Obok mojego pokoju jest także moja garderoba, której drugie wejście znajduje się w środku mojego małego świata. Dalej ogólna łazienka wspólna jakby i dalej obok "tajemniczych drzwi" jest jakby korytarz wgłąb. Jest tam sypialnia rodziców i ich normalna garderoba. Wróciłem do drzwi, które pominąłem. Tabliczka z napisem "Pokój roboczy Nialla" zaintrygowała mnie- nie powiem, że nie. Powoli otworzyłem drzwi i ukazały mi się schody prowadzące na górę. Powoli wszedłem tam i zobaczyłem, że rodzice nawet postarali się umilić mi czas spędzony tu. Całe poddasze moje. I nie zapomnieli o moich książkach! A nawet kupili mi te, które napisałem im na kartce! Nie będzie tak tragicznie. Podekscytowany przechadzałem się po pomieszczeniu jeżdżąc palcem po grzbietach moich nowych nabytków odczytując ich tytuły. Mój ulubiony pokój chyba. Gdy skończyłem go podziwiać usiadłem na kanapie i przypomniało mi się, że jutro odwiedzę dom tej dziewczyny. Prawdopodobnie jest w moim wieku. O kurcze. A co jak mnie rozpozna? Co sobie pomyśli? Potrząsnąłem głową. Za dużo myślę... zdecydowanie. Dobra koniec. Pójdę coś sobie zjeść, podłączę laptopa i zobaczę sobie Supernatural albo poczytam książkę. Odciągnę moje myśli od niej. Od wszystkiego.
Dotarłszy do kuchni ukroiłem sobie kawałek zapiekanki pani Luckley i podgrzałem go w mikrofali. Pachnie niesamowicie. Tak samo smakuje. Niebo. Po zakończonym posiłku resztę schowałem w pełnej (suprajs) lodówce i ruszyłem do siebie obejrzeć kilka odcinków mojego serialu.

~~~*~~~

Przepraszam słoneczka za kolejne już przeciąganie i za jakiekolwiek błędy ;/ Ten rozdział nie jest jakkolwiek stworzony by trzymać w napięciu, ale mam nadzieję, że Wam się podoba. Następny myślę, że będzie bardzo emocjonujący. Piszcie w komentarzach co myślicie! :) Następny rozdział może będzie za tydzień lub do przyszłej środy ponieważ mam dużo pracy w szkole. Wiecie poprawianie i te sprawy a dodatkowo Noc z Harrym Potterem ;o
DZIĘKUJĘ ZA MIŁE KOMENTARZE I PONAD 240 WYŚWIETLEŃ <3 Boże tacy kochani jesteście <3 Pozdrawiam Was <3
+ paczcie co moja Paulinka dla mnie zrobiła *o*