Na wstępie pragnę poinformować Was, że rozważam zmianę narracji na trzecioosobową. Zostawcie komentarz bym wiedziała, którą ostatecznie wybrać :) Miłego czytania!
~~~*~~~
Gdy o 5:30 rano zadzwonił budzik Kate już dawno siedziała zlana potem na łóżku wtulona w Harry'ego. Znowu jej się śnił. Ten blondyn. Pewnie myślicie 'Dlaczego ona się tak przejmuje tym gościem? To zwykły sen.". Otóż niby tak. Ale Kate to specyficzna dziewczyna. Nie da się obronić. Gdy jej na kimś zależy to odda za tą osobę życie. Tak jak kiedyś oddano za nią. 'Ale jak jej może zależeć na kimś kogo nie zna?'. Tego nawet ona sama nie wie. Przecież to sen. Inny niż zwykle. Lecz jednak. W krainie morfeusza czekają nas niesłychane rzeczy. Nie mi jest dane w nie wnikać czy je analizować. Jednak i ona, i Harry wiedzą czemu Kate broni chłopaka.
W tej chwili Kate powraca myślami do wydarzeń z przeszłości. Do wspomnień. Zakopanych tak głęboko, że zapomniała o ich istnieniu. Zapomniała, że takie wydarzenia miały miejsce w tak dalekiej przeszłości. Harry zaś uspokajając ją delikatnym kołysaniem rozmyślał nad tym czy dadzą radę. Czy nie będzie tak jak ostatnio przy dużej dostawie. Żeby tylko nie trafiło któreś z nich do szpitala. Kolejna strzelanina w ich aktach. Tylko tego im brakuje.
Kate wyłączyła swój budzik i bardzo niechętnie wstała z łóżka. Szybko wzięła prysznic w zimnej wodzie by się ożywić. Harry zrobił to samo. Myśleli o wszystkim i o niczym. Jak zmieniło się ich życie przez jedną osobę.
15 minut później byli gotowi na dole. Szybko zjedli śniadanie. Kate zrobiła omlety z szynką, pomidorem, cebulą i szczypiorkiem. Gdy zjedli poszli się ubrać (http://www.polyvore.com/akcja/set?id=130400866). O 6:37 usłyszeli dzwonek do drzwi. Nikt do tej pory si nie odzywał. Hope poszła je otworzyć. Jej oczom ukazał się Sam Brown. Przyjaciel po fachu.
- Cześć.- powiedział wchodząc.
- Hej.- odpowiedziała dziewczyna.
- On też?- zapytał zaskoczony obecnością Harry'ego w kuchni.
- Tak. Wiesz, że bez niego się nie ruszę.
- Ciebie też miło widzieć ciasteczko*.- rzekł Harry cicho się śmiejąc.
- Dobra mniejsza. Jedziemy do bazy?
- Tak. Już jesteśmy gotowi.
Więc wyszli na dwór i wsiedli do samochodu. Gdy ruszyli z podwórka sąsiadów wyjechały dwa samochody a ich kierowcy patrzyli się lekko zaskoczeni na nich. To jego rodzice. Tak.
Pojechali do domku leśnego należącego do rodziny Kate. No już raczej tylko do Kate.
Katharina otworzyła bramę, do której tylko ona miała klucz więc nie było opcji by ktoś się tu dostał. Całą posesja była ogrodzona 2,5 metrowym murem, na którego górze znajdował się drut kolczasty będący cały czas pod prądem. Sama działka miała powierzchnię hektara i na jej końcu umiejscowił się właśnie ten domek. Jest tu też rozstawiony basen oraz altanka i przecudowny ogród, którym czasami zajmuje się Amada. Niechcący na tą myśl delikatny uśmiech wkradł się na usta dziewczyny lecz po chwili zniknął gdy uświadomiła sobie, że przecież to jest to miejsce. Miejsce, w którym wszystkie dobre wspomnienia zostały zatarte przez to jedno. To najgorsze.
Sam i Harry wjechali za dom i wyłączając silnik opuścili pojazd. Kate zamknęła bramę i wyciągnęła telefon. 7:12. Gdy do nich dotarła nic nie mówili. Ruszyli w 3 do tylnego wejścia. Gdy siedzieli w środku przy dużym okrągłym stole, pod którym znajdował się magazyn przykryty dywanem Harry zapytał gdzie w końcu mają się udać.
- Do Birmingham. Na lotnisko. Tam będzie na nas czekał Luke...
- Czekaj... Hemmings?!- przerwał jej Harry. Przytaknęła głową.- Wypuścili go?!
- Już w styczniu. Zacofany jesteś gościu.- odpowiedział mu Sam.
- Dobra chłopaki spokój. Gdzie to ja... a no tak. Będzie czekał przy wjeździe na parking pracowników. Tam wychodzimy i idziemy do pomieszczenia na szczotki. Luke podrzuca nam stroje i będziemy gotowi żeby wszystko odebrać. Po twoim sprawdzeniu wszystkiego- zwróciła się do Sama- wsiadamy do samochodu a Harry jedzie z Lukiem drugim autem. W Londynie przechodzę do nich i z nimi wracam tu. Pytania?
- Co z kamerami?- zapytał Harry.
- Serio? Bierzesz takiego debila?- Sam nienawidzi Harry'ego od kiedy ten chodził z jego siostrą i wplątał ją w to wszystko.
- Sam...- Kate czuła się bezsilna w tej sytuacji.- Dobra jedziemy. Mamy 200 mil do pokonania w 4 i pół godziny.
- Damy rade.
Tak więc odsunęli stół i dywan i podnieśli pokrywę. Kate weszła do środka sama. Zapalając lampkę poszła na sam koniec skrytki, gdzie każdy miał swoją szafkę. Ze swojej wyciągnęła zwyczajnego glocka i 3 dodatkowe magazynki. Zaś dla Harry'ego zabrała jego ulubiony HK416 i także 3 magazynki. Zabrała także jego płaszcz. Zapytała co ma zabrać dla Sama.
- Ja mam w aucie. Mi nic nie bierz.- powiedział.
Tak więc wyszła gasząc światło. Ponownie przykryli klapę dywanem i postawili na nim stół. Podała Harry'emu jego sprzęt i swój. Sam i Hazz poszli do samochodu i sprawdzili wszystko oraz zadzwonili do Luka. Kate w tym czasie zamknęła drzwi i ruszyła w stronę bramy by ją otworzyć. Gdy jeep wyjechał za posesję ona ponownie zabarykadowała bramę i wsiadła na tył samochodu. Podróż minęła bez większych sprzeczek oraz w miarę spokojnie. Harry zapytał o Luka.
- Wypuścili go za dobre sprawowanie.- tutaj wszyscy wybuchli śmiechem.
- A co z tymi kamerami?- dopytał Styles.
- Ashton, Calum i Michael są w ochronie i to oni pilnują kamer. Jeśli by coś poszło nie tak to pousuwają nagrania lub coś, żebyśmy problemów nie mieli. Oni i tak już ledwo się tu trzymają. Josh i Andy wywalą prąd na całym lotnisku i będziemy mieli 30 minut na przeładowanie tego co trzeba.
- Mówiąc my masz na myśli ty. Wiesz dobrze, że Luke na ciebie leci i ich do tego namówił.- zauważył Sam. To prawda. Luke na nią leci. Mało powiedziane. On ją kocha. Zrobi wszystko żeby ją uratować i się jej przypodobać. Przez to siedział w pudle. Bo powiedział, że to on wywołał tą strzelaninę na Travel Street. A to kłamstwo. Ona to zrobiła.
- Wcale, że nie! I koniec tematu.
Tak więc minęły 4 godziny drogi. Kate napisała sms do Luka, że już są.
- Zaczynamy zabawę.- powiedziała do chłopaków gdy przed wjazdem ukazali Lukowi fałszywe przepustki. Ruszył za nimi na parking pracowników. Wszyscy opuścili samochód i przywitali się z Lukiem.
- Dobra. Macie 20 minut na przebranie się bo tyle zajmie naprawianie kamer zewnętrznych i tej wewnętrznej. Ash je wyłączy żeby nikt się nie pokapował. Potem jak dotrzecie tam gdzie macie wszystko będzie gotowe. Gdy przyleci dostawa wywali prąd. Wtedy macie pół godziny na przetransportowanie do mojego auta tych 4 skrzyń. W te pół godziny musimy to zrobić i wyjechać. Wracamy inną drogą żeby w razie czego ich zgubić. Zrozumiano?
Wszyscy przytaknęli. Luke dał im stroje: dla Harry;ego i Sama wojskowych, a dla Kate pracownicy lotniska. Gdy dostali sygnał, którym była informacja od Ashtona przez krótkofalówkę ruszyli do schowka. Kate szybko zerknęła na zegar, który wskazywał 11:07. Przebrali się w ciągu 10 minut i ruszyli do hangaru gdzie miał się odbyć rozładunek. Harry po drodze zabrał swoją broń i Kate oraz odniósł ubrania.
- Uwaga pracownicy.- po 40 minutach rozbrzmiał głos z głośników.- Z powodu burzy panującej w Nowym Jorku lot został opóźniony o 2 godziny. Dostawa broni dla naszej armii będzie tutaj za 2 godziny. Koniec komunikatu.
- No pięknie. Dwie godziny w dupie.- powiedziała Kate.
- Zadzwoń do kochasia żeby nam skołował obiad bo padam.- powiedział Harry.
- I kawę.- dodał Sam.
Tak więc Luke przyniósł im 3 kebaby, 3 porcje frytek, 6 kanapek, 2 kawy z mlekiem i karmelowe frape. Podziękowali mu i spędzili godzinę na jedzeniu i piciu. Druga godzina nie była taka spokojna ponieważ inni zaczęli coś podejrzewać. Lecz ostatecznie nikt nic nie nagadał ochronie. Która z resztą i tak była przepełniona ludźmi Luka.
Dokładnie po 2 godzinach od komunikatu hangar otworzył się i wjechał samolot z załadunkami. Wszystko potoczyło się szybko.
Rozładowano 200 skrzyń z bronią. Oni potrzebowali pięciu. Nagle zgasło światło i wszyscy zaczęli panikować. Pracownicy wylecieli z hangaru do głównego budynku tak, że zostali tylko 'nasi' ludzie.
- Szybko. Mamy pół godziny.- powiedział jeden z ochroniarzy. Wjechała miniciężarówka Luka a Sam pobiegł po swój samochód. Gdy po 26 minutach trzy skrzynie były załadowane kiedy Kate i reszta usłyszeli strzały od strony głównego wejścia lotniska. 'O kurwa.' Ktoś narobił problemów. W expresowym tempie załadowali ostatnią skrzynię do bagażnika, wskoczyli do samochodów i wyjechali w miarę spokojnie. Przy bramie czekał na nich Calum, który ich wypuścił i tak oto wydostali się z lotniska. Pojechali w stronę Manchesteru, tak na wszelki wypadek. Na tej trasie jeśli ktoś ich śledzi to łatwo go zgubią. Gdy byli już w Manchesterze przystaneli przed autostradą na parkingu McDonalda gdzie Harry poszedł kupić 2 smoothie, 1 milk shake'a i mrożone karmelowe frape. Kate je po prostu uwielbia.
- Wszytko ok?- Luke zwrócił się do Kate.
- Um...tak, myślę, że tak.- odpowiedziała.- W domu sprawdzę czy wszystko jest.
Gdy Styles wrócił z zakupem od razu ruszyli w drogę powrotną do domu. w Londynie tak jak było umówione Przesiadła się do Luka i zostawili Sama. W Londynie utknęli w korku, który wlókł się niemożliwie wolno co spowodowało ich ponad godzinne opóźnienie.
W bazie byli ok 23. Kate podniosła klapę i w 3 znieśli wszystko na dół. A było to cięższe niż mogłoby się zdawać. Harry otworzył skrzynie łomem i dziewczyna mogła wszystko sprawdzić. Miał to zrobić Sam, ale nie zdążyli.
- Brakuje jednego magazynku. Ale tego zapasowego więc jest spoko. To wezmę tą serie nam.
- Ok. To to odliczę.
Harry i Luke wyszli więc Kate mogła wszystko posprzątać. Gdy skończyła wyszła zatrzaskując klapę.
- Przebierzcie się. Jedziemy do domu. Tam się rozliczymy.
- Mam go zabrać?- zapytał Harry poprawiając swoją broń.
- Tak. Schowam go u mnie.
Przebrali się w swoje normalne ubrania a tamte Kate schowała w skrytce za piecem. Pojechali o domu.
- Dobra Luki. Ile za towar i transport?- zapytała szatyna.
- Dziewięćset tysi bo jeszcze obstawa kocie.
- Załatwicie to w kuchni?
- Ok. Amandzia jest u Kimmi na noc.- poinformowała Harry'ego Kate.
Po wręczeniu mu należnej kwoty uśmiechnął się do nich i wyszedł mówiąc:
- Kitti interesy z tobą to czysta przyjemność.
~~~*~~~
Kochani dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! <3 Jesteście niesamowici. Jest to trochę opóźnione bo szczerze niewygodnie pisało mi się to z "perspektywy" :( Napiszcie w komentarzu co myślicie i jaką perspektywę powinnam używać dalej :) btw. Ogarnełam w końcu te okno z TT xd Więc komentujcie to opowiadanie także na twitterze. Za niedługo powinnam dodać zakładkę 'okolica' ale nie wiem co z tego wyjdzie ;x Jeśli pojawią się tutaj jakiekolwiek błędy czy to językowe czy ort., lub logiczne proszę o poinformowanie mnie :)
Więc do zobaczenia we wrześniu <3
Najlepsze ;**
OdpowiedzUsuńRozdział 6, a nie 5 ;d
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ;d
"Rozdział 5- wycięta scena" ponieważ jest to wycięta scena z tego rozdziału :) dziękuję x
Usuń